zlomnik.pl

Home |

Fura na niedzielę: Maciej kupuje Gemini

Published by on November 17, 2013

Dzień dobry
Wystawione na tablica.pl Isuzu Gemini Diesel z Bolesławca od jakiegoś czasu powodowało, że niepotrzebnie się denerwowałem. Oczywiście jak wiecie lub nie, w Bolesławcu jest pięciodrzwiowy Starlet KP60, no i tak kombinowałem, że jakbym pojechał do Bolesławca i nie udałoby mi się wyrwać tego Starleta, to przynajmniej wróciłbym z Gemini. Jak to zwykle bywa, plany były niewąskie, a wyszło nic. Na szczęście po Gemini pojechał Maciej DM i stworzył relację dla złomnika. A oto i ona:

Jako, że nikt nie chciał się podjąć towarzyszenia mi w tej beznadziejnej misji, pojechałem sam.

Było super; wstałem za piętnaście piąta rano (na wszelki wypadek śniadanie zjadłem wieczór wcześniej i położyłem się spać w ubraniu), pociąg odjeżdżał 5.45. Z Krakowa do B. miałem jechać bagatelka 7 i pół godziny; tak siedem pieprzonych godzin w XXI wieku, w kraju znajdującym się na terenie środkowej europy, aby przebyć trasę zaledwie 380 kilometrów, no to się w pale nie mieści.

Spoko, w czasie jazdy przynajmniej zdrzemnąłem się nieco.

Przyjeżdżam na stację w miejscowości B. Przyjeżdża po mnie właściciel auta rocznik 1923, ale przyjeżdża innym, zupełnie nowym samochodem, ale z wrażenia i emocji zapamiętałem tylko, że był to jakiś hyundai.
Podjeżdżamy na posesję, na terenie której stoi blaszany garaż z rozwartymi na całą szerokość drzwiami, a w jego głębi, wśród gry południowego światło-cienia zarysowuje się delikatna sylwetka sedana. To on! Już chciałem pchać się bezpardonowo do garażu, gdy zostałem zatrzymany przez kobiecy głos, który zaprosił mnie do środka domu na poczęstunek; parzona kawa i świeży sernik stały się okazją do porozmawiania z właścicielami i zapoznania się z historią tego samochodu, którego oni byli pierwszymi i jedynymi właścicielami. Szklankę kawy obowiązkowo obejmował metalowy wianuszek z uchem.

W czasie gdy ja zajadałem się sernikiem, pan właściciel przyniósł i położył na stole stosy kartek, karteczek, karteluszków – koronnych świadków zakupu, serwisowania i codziennej, wieloletniej eksploatacji, a jego żona album ze zdjęciami; “Tu byliśmy w ’85 z mężem i dziećmi, jak były jeszcze małe, w na wczasach w Bułgarii. Ale wie pan, żadne tam hotele, na kempingu, tak się wtedy jeździło”

Pięknie pomyślałem, to teraz chodźmy zobaczyć to cudo.

Podchodzimy do garażu, właściciel przy pomocy bratanka wypychają auto na zewnątrz – jak to, nie odpala?- pytam zaniepokojony – “nie, po prostu chcę, aby przy świetle dnia mógł pan ocenić stan silnika i płynów na zimno”. Zaglądamy pod maskę, a tam sucho, czysto, zadbanie, tylko trochę kurzu. Otwory technologiczne profili zamkniętych noszą żółte ślady obecności fluidolu. Wszystkie nalepki na miejscu, na jednym z przewodów wisi karteczka informująca o dokonanej wymianie rozrząd oraz oleju – dwa lata temu; “Wie pan cały czas auto serwisowałem w jednym warsztacie tu w B. u mojego znajomego, mam do niego całą historię, auto traktowaliśmy jak członka rodziny – dbałem o nie jak o własne dziecko, bo wiedziałem, że w zamian ono odwzajemni się bezawaryjną eksploatacją; olej zmieniałem co 10 tys km, a rozrząd co 40 tys, a dosłownie w zeszłym roku, kiedy jeszcze nie wiedziałem czy kupię nowe auto, kupiłem mu zestaw nowych opon zimowych, bo te letnie są jeszcze w pierwszorzędnym stanie .” – kiedy zauważa moją zdziwioną minę, dodaje: “pewnie się pan dziwi, po co inwestowałem tyle w ten stary samochód – proszę pana, bezpieczeństwo to dla mnie podstawa, nigdy bym nie wyjechał w trasę samochodem, co do którego, nie mam absolutnej pewności, co do jego stanu technicznego. Jak przyjeżdżałem nim na przeglądy rejestracyjne, to chłopaki ze stacji pokazywali je jako wzór do naśladowania, tym co kupują te zachodnie rozbitki, zrobione tylko na sztukę, a potem przeglądu nie mogą przejść, i to są proszę pana samochody prawie nowe. Nigdy bym takiego nie kupił!”
Sprawdzam zatem olej – nie jest oczywiście w kolorze miodu, ale zapach i konsystencja ok, a co najważniejsze jest dokładnie tyle ile go ma być. Płyn chłodniczy również.
Karoseria jest przykurzona, ale już na pierwszy rzut oka widać, że pod grubą jego warstwą skrywa się oryginalna powłoka lakiernicza. Obchodzę samochód dookoła, no nie do wiary, grama rdzy i żadnych śladów napraw. Zaglądam pod spód, a tam zdrowiusieńka podłoga. Właściciel widzi moje gorączkowe poszukiwania rdzy i rzuca do niechcenia; “Jej tam pan nie znajdzie, co roku, przed każdą zimą zawoziłem samochód do warsztatu, który jest wyspecjalizowany w konserwowaniu i zabezpieczaniu antykorozyjnym – jeśli pan znajdzie choćby bąbelek, oddam ten samochód panu za darmo. Z daleka pan jechał, nie fatygowałbym pana, jeśli nie byłbym pewien swego!”
Rzut oka do wnętrza; powiedzieć że było jak nowe, nie wystarczało – ono było nowe!

Po tej krótkiej inspekcji, pan właściciel wciska się na fotel kierowcy, przekręca kluczyk, odczekuje chwilę, aż zgaśnie kontrolka świec żarowych i odpala. Samochód staruje od strzała i właściciel zaprasza mnie do środka na krótką przejażdżkę. , Silnik wesoło warkocze.Od razu widać, że jazda tym samochodem sprawia mu ogromną radość, powracają wspomnienia; “wiem pan, trudno mi będzie się z nim rozstać, łączy nas tyle wspólnych lat, tyle przeżyć, wycieczek i wspomnień.”. Z zadziwiającą lekkością pracuje drążek zmiany biegów a do wnętrza samochodu nie dobiegają żadne dźwięki poza wspomnianym warkotem silnika. Nie włącza radia, nie opuszcza szyb, chce, żebym posłuchał jak chodzi – jak w zegarku! Po przejechaniu paru kilometrów, gdy wskazówka temperatury cieczy chłodzącej drgnęła, właściciel zatrzymał się na placu parkingowym i poprosił mnie, abym teraz ja poprowadził; “tu niedaleko jest taki odcinek prostej, zobaczy pan jak idzie po szosie”.

wsiadam, wcześniej wykonuję manewrów na pełnym skręcie, zero zgrzytów. prowadzi się pięknie, można puścić kierownicę i jedzie jak po sznurku, biegi wchodzą jak w masło. Próba hamowania – hamuje ładnie i nie ściąga, nie nurkuje – w zasadzie, gdyby nie tych kilka formalności, mógłbym nim już wracać do Krakowa.

Wracamy do domu państwa właścicieli; po zaparkowaniu auta, pan właściciel rzuca mi pytające spojrzenie – “i co podoba się?”. Kiedy już mam wyjść z moją propozycją targowania,właściciel przerywa mi: “proszę pana, ja wiem, to jest stare auto, dzisiaj już niewiele jest warte, choć zadbane, ale w odróżnieniu od innych koneserów i znawców, którzy dzwonią tylko po to, aby się potargować przez telefon, a potem nie ma komu przyjeżdżać, pan raz zadzwonił i na drugi dzień przyjechał i w dodatku aż z tak daleka, zatem obniżę zaproponowaną przeze mnie cenę o 20 procent, czy taka propozycja pana satysfakcjonuje?”. – zatkało mnie, nie miałem słów, nie wiedziałem co powiedzieć, na wszelki wypadek wymamrotałem tylko: ttt, taak!

Zanim się zorientowałem siedziałem z powrotem w domu państwa właścicieli i podpisywałem umowę kupna, przepijając druga kawą.

Na drogę dostałem całą dokumentację – historię dotycząca auta wraz, z niektórymi zdjęciami wywołanymi na materiałach or-wo z wakacji w Bułgarii, zimowe koła, pokrowce na siedzenia, zestaw kaset audio, oraz masę innych drobiazgów.

Samochód miał przegląd i był ubezpieczony, zatem ruszałem z poczuciem spełnionej misji, że oto ruszyłem dupę sprzed komputera i przyjechałem wyrwać tego cukiereczka na drugim krańcu polski, bo naprawdę było warto! Nie musiałem się niczym stresować, samochód był w świetnym stanie technicznym, a ilość benzyny w baku pozwalała na swobodne przebycie ok. 50 km do następnej stacji benzynowej. Pomyślałem sobie wtedy, że trochę w to wszystko nie mogłem uwierzyć, wszystko to wydawało się jakąś bajką, snem. Kątem oka spostrzegłem, że żona pana właściciela popłakiwała na boku. Tuż za bramą posesji, zanim zdążyłem włączyć się do ruchu, podeszła do mnie cyganka i zapytała: “mosz pan bilet?” – jaki bilet, co za niedorzeczne pytanie, przecież jadę samochodem! – pomyślałem – Cyganka, jednak nie ustępowała: “no bilet, potrzebny jest bilet na przejazd, ma pan bilet?” – zacząłem się baczniej przyglądać cygance i zadziwiło mnie, że im bardziej się jej przypatrywałem, tym bardziej stawała się podobna do mężczyzny w uniformie z jakimś dziwnie znajomym logo: “pan się obudzi, bilety do kontroli, dojeżdżamy do Wrocławia!”

Pociąg wtoczył się ospale na stację w B. Moje myśli osiągnęły szczyt fiksacji, na poziomie pana młodego, który jedzie z pierwszą wizytą do panny młodej, czyli po prostu jaka ona jest, jak to będzie być razem,.. Dobra, nie zbaczajmy z kursu.

Wysiadam, nikt na mnie nie czeka, nie ma kwiatów i wizyt w zakładach pracy. Dzwonię: “tak, już podjeżdżam pod stację” – słyszę głos w słuchawce, by po chwili ujrzeć znaną mi ze zdjęć sylwetkę sedana. Zatem stało się jasne, że nici z oglądu i odpalenia auta na zimno. No nic, pierwszy punkt programu poszedł w dym, może trzeba było mu to wyłuszczyć wcześniej? A Jeśli to jego jedyne auto i nie miał czym innym podjechać?
Otwieram drzwi i wsiadam; za kierownicą młody gość z fryzurą na pankowca-bankowca i w hipsterskich okularach przeciwsłonecznych – “Jak podróż?”

Ruszamy, jestem oszołomiony. Dobrze by było się gdzieś zatrzymać, żeby obejrzeć to cudo.
Jest zatoczka, stajemy, coś pobrzękuje; wydech i coś jeszcze. Wysiadam, obchodzę auto w koło, i dociera do mnie, że zdjęć auta od strony kierowcy jakimś dziwnym trafem zabrakło w galerii ogłoszenia, nawet wiem czemu – drzwi kierowcy się nieźle przeharowane. Ok, przejdźmy na tym szczegółem do porządku i zagłębmy się w pozostałe rejony:
– bagażnik – na łączeniu błotnika z nadkolem dziura na wylot
– progi, doły drzwi, doły błotników – do roboty, jednak galanteria w postaci chromowanych listew na progach jest!
– błyszczące kołpaki na zardzewiałych felgach są! – ta koncepcja jest nawet dobra
– przednie opony – bieżnika nie stwierdzono
– zaglądamy pod maskę – no tak, gdyby mi upadło coś do jedzenia na silnik, na pewno bym się tego nie tknął, ale nie bądźmy tacy upierdliwi, mamy ’83 rok
– Olej jest – trochę tu, trochę tam, a w silniku – nie wiadomo, bo silnik ciepły
– Ciecz chłodząca jest – pan wkłada palec, oblizuje i mówi, że słodka – nie wiem za bardzo na poparcie jakich argumentów miało to być, a jeśli chodzi o inne sprawy, to herbatę piłem w pociągu.
Powoli zauważalnie zwiększa się mój poziom tolerancji. Idźmy dalej, bo skoro już pod maską jesteśmy, nowy właściciel wyjaśnia mi zasadę działania i rolę filtra powietrza. Uwaga – jeśli wydaje ci się, że wiesz do czego on służy, ta opowieść odmieni twoje życie!
W większości samochodów jest tak, że ma on swoje miejsce w komorze silnika, jednak w tym konkretnym egzemplarzu znajdował się on w bagażniku, oddajmy głos właścicielowi: “O, tu widzi pan jest filtr paliwa, ale zatkany jakiś, był, więc go wyciągnąłem, bo nowy 50 zł kosztuje, a szkoda mi było, jeszcze tak ze 20 zł to bym dał, a tam, z resztą pan teraz się przejedzie, to pan poczuje jak auto idzie!” – w tym momencie robią mi się duże oczy, gość, to chyba zauważa i dorzuca, pogrążając się: “a tu pan spojrzy, wlot powietrza jest tak umiejscowiony, że nie ma szans tam się dostać żadne obce ciało. Mogłem dać szmatę, ale lepiej nie, bo jeszcze by wessało. Z resztą tylko tydzień tak jeździłem, i tylko po mieście”. Ugięło się pode mną, ale nie wiem czy bardziej ziemia, czy moje kolana; rozumiem, że na różnych rzeczach można oszczędzać, ale że na filtrze powietrza?

Rzut oka pod spód: podłoga zgodnie z zapewnieniami wydaje być na swoim miejscu, ale co ja się tam znam, póki Adam Klimek nie sprawdzi, niczego nie można być pewnym. Poza tym cieknie, szmatą tylko gdzieniegdzie przetarte, żeby było, że nie cieknie.

Dobra, szkoda czasu, w drogę; odpalam, na dzień dobry zapominam o odczekaniu na żary, ale zaskakuje od strzała. Jedynka, brzdęki z obluzowanego wydechu i czegoś tam jeszcze i ogień! I znowu zgodnie z zapowiedziami, silnik wydaje się być najlepszą rzeczą w tym aucie. No może oprócz wnętrza – co prawda tu i tam utytłane i ufajdane, ale kompletne, nie zszabrowane, bez głupich patentów, bez śladów po wkrętach pod uchwyt na komórkę na desce rozdzielczej, i z oryginalnym radiem.

Jedziemy, hamujemy, nawrotka, stajemy w zatoczce i na moją prośbę zakładamy filtr. W tym celu pan wysiada, otwiera pokrywę bagażnika, sięga do jego czeluści i wyciąga czarny jak zło filtr powietrza, po czym umiejscawia go w przeznaczonej do tego celu puszcze zamykanej na klamerki – dziecinnie prosty montaż!

Ponownie ruszamy, teraz czuję jak na niższych prędkościach obrotowych silnik faktycznie się dławi. Ale to jeszcze nie wszystko; pytam o różne kontrolki; pan zrazu mi wyjaśnia, że ta od ciśnienia oleju, jak również obrotomierz, nie działają. To akurat widzę! – pomyślałem. O, i wskaźnik paliwa też chyba nie działa – dodałem. “Nie, wie pan, jej jest po prostu mało, zatankowałem ostatnio za 50 zł, trochę jeździłem, ale że kontrolka się nie zapaliła, to woziłem ropę w kanisterku, tak na wszelki wypadek, jak by stanął” – no to nieźle pomyślałem – skoro budżet na ogarnięcie auta wynosił 50 zł, to jasne, że filtrem powietrza musiała wygrać ropa!

Gość oferujący samochód nie był jego pierwszym właścicielem z mojego snu; to raczej typowy przypadek, człowieka, któremu się trafia dorwać ciekawe żelazo od sąsiadów za pół darmo. Na początku jest zaaferowany, bo przecież od zawsze o nim marzył i wysyłał w jego kierunku (auta, nie sąsiada) zazdrosne spojrzenia, a teraz kiedy pierwszy pierwszy właściciel przeszedł na drugą stronę świata, a jego dzieci znudziły się dziwnym pojazdem, on mógł za grosze wejść w jego posiadanie. I tu zaczyna się dramat, bo auto już nie jest tym, które pamiętał z dawnych lat; okazuje się, że niezbyt troskliwa eksploatacja naraziła ten egzemplarz na wiele chorób i teraz samochód domaga się ostrego doinwestowania, a rzeczywistość skrzeczy.

“wie pan, ten samochód podobał mi się od dawna” – rozpoczyna swoją opowieść młody człowiek – “i zawsze go chciałem od nich kupić, ale dopiero całkiem niedawno nadarzyła się okazja. Auto w naprawdę niezłym stanie, niedawno bez niczego przeszedł przegląd!” – widzę niczym niepoparty entuzjazm w jego oczach, bo wystarczy rzut oka na chociażby stan przednich opon, by zrozumieć, że sformułowanie “bez niczego” oznacza ni mniej ni więcej bonus w dowodzie rejestracyjnym dla diagnosty, inaczej tenże musiałby być ślepy.

Pozycja za kierownicą jest jak w japończyku – bardzo nisko, ale wygodnie, deska rozdzielcza taka jak powinna być; nieco panoramiczna, nie przeszkadza i nie odbiera przestrzeni życiowej pasażerom.

Lewarek zmiany biegów umiejscowiony ukośnie, wygodnie po niego sięgać

Zapytałem, czemu chce pozbyć się pojazdu, na który tak długo czekał, ale pomocą w wybrnięciu z tak tendencyjnego i podchwytliwego pytania okazał się nieśmiertelny motyw przewodni tego typu historii, i kolejny aktor dramatu, czyli wściekła żona, która każe pozbyć się złoma, a przecież w kolekcji są już takie rarytasiki jak opel manta i golf II + 3cie auto do jazdy na co dzień… zaraz to golf II nie jest do codziennej jazdy?

po tej krótkiej przejażdżce, przyszedł czas na zatrzymanie się i porozmawianie o życiu, a wiemy jak było – co będę mówił, ciężko było… Również i sprzedającemu ciężko było, on by nie sprzedawał, tylko ta żona, sami rozumiecie. No cóż każdy ma żonę, jaką sobie wybrał. Fajnie się gadało, ale jak jak przyszło do konkretów, to ciężko było się targować, oj ciężko; “wcześniej to za 2500 wystawiłem, no ale nikt nie dzwonił, no to teraz i tak jest obniżka” – jasne! “I dzwonił dzisiaj do mnie taki jeden koneser ze śląska, to on bardzo zainteresowany był…” – no tak, ale jakoś to się nie przełożyło na jego przyjazd, a ja zadzwoniłem i przyjechałem – przez telefon, to każdy struga zainteresowanego.

Tak czy siak dobiliśmy targu. Ja miałem cały szereg wątpliwości, potęgowanych zdawkowymi odpowiedziami sprzedającego:
– kiedy rozrząd był robiony? – “a gdzieś tak z sześć lat temu”
– a ile jest oleju, bo chyba pan sprawdzał na zimno – “no tyle ile było”
– silnik się nie przegrzewa? – “po mieście jeździłem, to w mieście się nie przegrzewał”

Kiedy przyszło do podpisywania umowy, to okazało się, że umów będzie dwie; jedna sprzedającego z poprzednim właścicielem, a druga sprzedającego ze mną, bo on nie zdążył przerejestrować… Pokazał mi umowę z poprzednimi właścicielami, na kwotę trzykrotnie niższą od aktualnej: “tylko niech pan sobie nie myśli, że ja tak tanio kupiłem, a teraz na panu zarabiam!” – no skądże, gdzieżbym śmiał!

Teraz tylko zatankować i w drogę: “chyba nie będzie pan tankował do pełna?!” – zapytał z przerażeniem w oczach sprzedający i przypomniałem sobie patent kanisterkiem.

Na odchodne zażyczył sobie pamiątkową focię z żalem sprzedawanym autem, dorzucając na pożegnanie: “jak by silnik dławiło, to niech pan pamięta, żeby filtr wyciągnąć!”
Do pokonania miałem 383km starym samochodem po wrogiej, bezdusznej autostradzie. Początkowo zamierzałem, min. ze względów bezpieczeństwa wracać zwykłymi drogami, ale jeśli bym tak uczynił, dziś byłbym w okolicach Opola. Nie było zatem innej rady jak jechać autostradą. Starałem się utrzymywać średnią 80-90 km/h i nie myśleć za wiele o tym czymś co przypominało stare kapcie, a znajdowało się na przednich kołach. Na szczęście nie padało, mimo to jazda wśród szalejących tirów nie należała do przyjemnych. Auto grzało równo, czuć, że w razie potrzeby silnik mógł dać z siebie więcej, ale z uwagi na temperaturę, której pilnowałem jak oka, a która co jakiś czas podskakiwała (jednak nie wchodziła na czerwone pole, a potem pomagałem sobie włączonym ogrzewaniem) starałem się nie przekraczać tych prędkości. Ściągało tez nieco na prawo, ale wg mnie stan przednich opon nie jest tu bez winy. Zabrałem ze sobą kasetę z The Cult “Ceremony” i jakimś koncertem U2, które chodziły na okrągło. Klimat jazdy był przedni; kiedy już tylko opuściły mnie natrętne myśli o niechybnej katastrofie, czerpałem pełnymi garściami radość z jazdy, i cieszyłem się jak dziecko. Do Krakowa dotarłem ok 21.. Tu czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka – na całej tej trasie isuzu spaliło niewiele ponad 6 litrów ropy. Sesję zdjęciową postaram się zorganizować w weekend, a teraz tylko te parę fotek z postoju w trasie.




Comments
esp Said:

6 l na 383 km? Nieźle!


Piotrkowy Said:

Uwierzyłem w początkowy opis z tym dziadkiem, kawką i ceną o 20% mniejszą niż początkowa ;_;


robert_smoldzino Said:

W drugiej części również oczekiwałem gwałtownej zmiany sytuacji. I jej nienastąpienie również było świetnym trickiem 😉
Miłego jeżdżenia…


saenta Said:

Pamiętam te auta, jak były sprzedawane w Pewexie. Był to najtańszy diesel, mimo to posiadał co było wówczas rzadkością obrotomierz. To licencyjny opel kadett, napęd na tył. Sztywna tylna oś i mały roztaw kół powodował niski komfort jazdy. Auta te szybko zniknęły z ulic (korozja?) w przeciwieństwie do np. volvo 340 diesel. Kosztował o ile pamiętam 5500$, volvo 7400$.


sukuremu Said:

Retro pełna gęba, takie wrażenie ba mnie robi 😉
Jak isuzu to D-Max albo gemini w sportowej wersji 😉 tak pospolicie.


Mikołaj Said:

Maciej DM, jesteś Bogiem! początek mnie totalnie rozbroił ;D


WB Said:

Chyba zanadto wczułeś się w rolę jeśli chodzi o spalanie :)


Ja bym nie kupił, ale rozumiem , od kiedy przez pomyłkę zamiast kawki napiłem się cortaninu alergicznie reaguję na rdzę w kolorze Basi włosów !


AdrianT Said:

Genialny wpis! Do momentu przebudzenia łzy mi ciekły ze wzruszenia…a potem szara rzeczywistosc:( 3mam kciuki za dalszy los…


nurkov Said:

ale opowieść przeczytałem całą z zaciekawieniem, świetny pomysł


Wiadomo, tak pięknie być nie mogło. Ale fajnie, że mimo to się nadawał. Gratulacje!


tomko Said:

Tak ładnie się zapowiadało :-) ehhhh dobra historia na niedziele.


Cooger Said:

Owocnej walki z… rdzą.


komin Said:

Dzień dobry.
Zaiste radykalny wehikuł, ale również nie kupiłbym, nawt po obniżce obniżki. Rozumieją Państwo, nie ma fluidolu w progach.
Pierwszy scenariusz mnie odrobinę wyszokował, bo kupowalimy onegdaj Warszawę 203 ’64 od pierwszego właściciela, w takim stanie jak opisywany w piątym akapicie i wyglądało to ździebko inaczej. Co dochodziło do konkretów to pan Sergiusz rocznik ’32 przestawał trzymać ciśnienie i do transakcji nie dochodziło. Mimo to było fajnie, bo zawsze jakąś historię o aucie opowiedział, literaturę pożyczył, albo korbę do ustawienia zapłonu (w tym czasie byłem już szczęśliwym posiadaczen jednej Warszawy, ale ta zasadniczo nie była przeznaczona do jazdy, ino do cyklicznego rozkładania i składania). Zdziwiłbym się, gdyby ktoś po trzydziestu latach posiadania auta trzymanego pod kocem, witał potencjalnego nabywcę kawą i sernikiem. Bardziej kojarzy mi się to z manewrami wojsk układu warszawskiego, ewentualnie posiedzeniem rady wzajemnej pomocy gospodarczej. No chyba, że trafi się na naprawdę otwartego człowieka to będzie to coś jak swatanie córki.
pozdr


formel Said:

Genialny wpis. Tak, byłem jednym z tych miłośników lukru i myślałem że historia nr 1 jest prawdziwa…cóż. Tylko to spalanie…6 litrów? Chyba zapomniałeś o jedynce z przodu.


api Said:

Po pierwszej części zacząłem być zazdrosny, ale druga twardo sprowadziła na ziemię. Powodzenia w ogarnianiu tego złomu!


miwo Said:

gdzie jest haczyk, gdzie jest haczyk..? no i jednak był. ale jednak auto dotarło. oby jak najlepiej służyło :)
czy to Gemini ma podwójne kierunkowskazy z przodu (zderzak i po bokach światełgłównych), czy też to jakieś amerykańskie patenty ze świecidełkami?


daozi Said:

Oby ci wiernie służyło. Chociaż ilość rdzy wydaje się przygniatać. Nie wiem jak z podłogą, ale nie boisz się że to się po prostu rozsypie? Mimo wszystko ciekawe auto, na pewno oryginalne na tle większości tego co po naszych drogach jeździ.


atr Said:

Idealny początek na niedzielne rozespanie, dalsza część to dobre czytanie do porannej yerby.
Zacna proza drogi.


night rider Said:

Dziadek mojej koleżanki ze szkoły podstawowej (po długoletnim pobycie na placówkach w Afryce) miał takie Gemini, kolor kawa z mlekiem, i często podjeżdżał po nią pod szkołę. W krajobrazie motoryzacyjnym połowy lat 80. był to niezły rodzynek…


pr Said:

6 litrów na ponad 300 km – dobrze czytam?


Złomiarz Said:

“samochód był w świetnym stanie technicznym, a ilość benzyny w baku pozwalała na swobodne przebycie ok. 50 km” Samochód ma silnik diesla, a piszesz o benzynie w baku? Nawet jeśli to literówka, to strasznie dziwna. To tak jak by pomylić lewy but, z prawym. Korekta by się przydała.


Demon75 Said:

Tia…i tak dobrze, że po tym szoku polaczano-cebolowo-buraczano-hipsterowym fura w ogóle jeździła. “Patenty” z filtrami…skąd ja to znam. Znaczy z własnego doświadczenia.
SZEŚĆ LITRÓW NA CZYSTA KILOMETRÓW??? Taki wynik byłby do uzyskania, owszem, ale albo Charade 1,0D, albo AX 1,4D (ew. 1,5D).


Yngling Said:

Zescie sie czepli tego spalania jakby byl to glowny moral calej historii.
Fajna padlina.


Timon Said:

Wspaniała opowieść! Ale te 6 litrów to chyba Ci cyganka nagadała.


garwanko Said:

Dobre zelazo, tez zwrocilem na nie uwage, ale kupilem juz KE70SW :)
Powodzenia w eksploatacji!


Tomasz Said:

Znam dobrze to auto, stad wiedzialem od poczatku ze opis to sciema. Nie wiem kto teraz przejal to gemini w Bcu, ale starszy Pan faktycznie dbal o auto, stale garazowal, a blacha, no coz…widzialem ten woz ostatni raz ze 2 tygodnie temu na Tyrankiewiczow a potem na Tablicy i juz widzialem ze ktos tu sciemnia, brakowalo zdjecia lewego boku ktory jest w stanie mocno niefajnym.


Tomasz Said:

Aha, starlet zniknal z Gdanskiej a kiedys stal tam codziennie, obawiam sie ze juz go nie ma. Visa Cabrio gnije pod Lwowkiem, za to mazda 323 rocznik 78 dzielnie kruzuje po miescie. Tyle z boleslawieckich “klasykow” jakie pamietam jeszcze z podstawowki. A bylo to daaawno.


Boryniarz Said:

myślę że o spalanie chodziło z 6l/100km w skali 300km… a wy tu sie gorączkujecie.


lessmore Said:

Sześć litrów benzyny na trzysta kilosów to dla diesla nawet sporo – niegdyś cierpiarze w Wawie zimą dolewali swoim beczkom pięć litrów na zbiornik, żeby się parafina nie osadzała. A w ogóle Maciej DM pisze z talentem, bardzo przyjemnie się czytało. Poprosiłbym, żeby kiedyś pojawiła się jego relacja z renowacji tego Isuzu.


brunon Said:

Nooo to teraz wieczorki masz z głowy aż do wiosny! Polecam Brunox epoxy na korozję, nawet nie musisz dokładnie odrdzewiać wcześniej bo polimeryzuje pod wpływem tlenku właśnie. W moim zardzewiałym japońcu to jedyne co zapewniało spokój na więcej niż jeden, dwa sezony;) Gratuluję i powodzenia! pokaż go za jakiś czas!


Klasyk Said:

Tak na przyszłość – jeśli ktoś kiedyś będzie jechał z Krk do Bolesławca, to taniej i szybciej jest skorzystać z któregoś przewoźnika autobusowego na trasie Kraków – Wrocław (czas podróży ok. 3h, koszt 20-40 zł zależnie od godziny, klimatyzacja i Wi-Fi), a następnie którymś z szybkich pociągów pokonać trasę Wrocław – Bolesławiec (ok. 1,5h, koszt 22 zł, także klima i Wi-Fi). Całą trasę pociągiem pokonują tylko desperaci i niedoinformowani :)

A co do Isuzu – już od dłuższego czasu było widać, że progów to tam już tak naprawdę nie ma, ale poprzedni właściciel mimo wszystko regularnie upalał auto i dziwi mnie, że sprzedał je temu młodzianowi zanim odpadły koła.


brunon Said:

Przypomina mi to trochę moją alfę z 97 roku, gdzie starszy pan dbał aż zmarł a potem rodzina go przejęła wstawiła go do …sadu pod drzewo. I teraz mam auto z przebiegiem 37 tys km i zardzewiałym podwoziem;) oczywiście też dostałem kolekcję faktur łącznie z tą z zakupu;)


Yossarian Said:

Czytan, oczom nie wierze, a w połowie tekstu okazuje się, że słusznie… Damn


daniel Said:

Fajna bryka , dbaj , pieść i jeździj aż koła odpadną


Tapczan Said:

Jeszcze raz się ktoś do tego spalania przypieprzy, to zacznę wątpić w teorię ewolucji.


night rider Said:

W sumie – czego wiele osób nie bierze pod uwagę – nawet krótka przejażdżka dieslem bez filtra paliwa może się skończyć poważnym uszkodzeniem pompy wtryskowej i wtryskiwaczy. O ile brak filtra powietrza nie jest aż tak groźny, to wystarczy poczytać jak małe cząsteczki kwarcu (a idę o zakład, że w każdym samochodzie powyżej 20 lat jest w baku mała garstka piachu) są w stanie uszkodzić współpracujące mechanizmy układu wtryskowego żeby darować sobie wszelkie próby odpalania silnika bez dobrego filtra paliwa…


benny_pl Said:

hehe rowniez bylem zaskoczony, 2 razy, najpierw ze poczatek to nie prawda a drugi raz ze nie bedzie kolejnej zmiany historii.
2tys to bym za to nie dal, no ale moje Isuzu (Opel Frontera) podobnie kosztowalo, i historia rownie ciekawa, jak nie bardziej jak by chciec opisac 😉 no ale jego zaleta ze jest na ramie wiec jak by nie bylo zgnile nadwozie to sie nie zlamie, no ale juz podlatane wszelkie dziury i progi wiec jest przyzwoicie, ze 2 mies nie-codziennych wieczornych poprawek wszystkiego wystarczylo zeby teraz jezdzic :)

a tu wrost na niedziele, wlasciciel pisze ze “stal pare lat pod chmurka” mi sie wydaje ze jednak w jeziorze:
http://tablica.pl/oferta/fiat-125p-1976r-cena-do-negocjacji-zabytek-CID5-ID4btbr.html


ddd Said:

Porządny sprzęt. Nie ma co psioczyć na stan, co do zasady tak wyglądają 30 letnie samochody jezdzone na codzień w PL. Świetna dwuramienna kierownica.


saenta Said:

Bliskie pokrewieństwo do Kadetta (nazwa gemmini z łac. bliźnięta) powinno pomóc w eksploatacji auta. Drzwi, układ kier, zawieszenie, łożyska to wszystko powinno pasować. :)


panrysiek Said:

A mi się kiedyś udało ustrzelić autko (co prawda całkiem młode, bo 5-letnie) od pani rocznik 1933, z przebiegiem 18kkm, foliami na progach itd itp. Najśmieszniejsze, że jeździłem nawet 300km w poszukiwaniu ładnego egzemplarza a to JEDYNE TAKIE znalazłem 7km od miejsca zamieszkania. UWAGA! Szukajcie w Audogiełdzie (gazetka papierowa), starsi ludzie często nie czajo internetów.
A relacja bardzo fajna- więcej takich!!


brunon Said:

ło żesz ty, oto do jakiego stopnia można zgnić auto i jeszcze próbować na tym zarobić:

http://allegro.pl/barkas-hainichen-kombi-sprzedam-tanio-i3716019493.html

i podkreśla że TANIOOO! brać nie patrzeć na drobne niedociągnięcia;)
Tak niestety kończą fury trzymane w trawie…


Nat Said:

A może chodzi o 6 litrów oleju silnikowego, nie napędowego na 380 km?
Fajnie, ze swadą opisane, choć cukiereczek na początku był byt idealny, by być przekonujący 😉
Życzę wytrwałości w doprowadzeniu auta do znośnego stanu.


Prezes Said:

Wrzuciłem kiedys takiego do strzępiarki, tylko był czerwony i był w wiele, wiele lepszym stanie. Na pamiątkę zostawilem sobie tylko emblemat. Z drugiej strony z tego co poszło na przemiał można by było zrobić niezły miks.


maciek_dm Said:

halo, halo wyjaśniam pospiesznie wszystkim; 6l/100km :)


Prezes Said:

Przypomniało mi się jeszcze jak gość (starszy miły pan), przyjechał na złom dużym fiatem. Wypisz wymaluj jak ten na początku historii. Aż lśnił. I mówi że musi go zezłomowac bo wtedy córka dostanie 4000 promocji na salonowe Punto (było to klilka lat temu). Cóż było robić. Fiata się przyjęło i przerobiło na żyletki. Ale Pana było szkoda, bo oczy mu szkliły jak go zostaawiał.


Dragster Said:

http://www.youtube.com/watch?v=sSU_v3-pf1c Z cyklu “Czego to inżynier radziecki nie wymyśli” .


tata Said:

Dobre, dobre…. a mnie się spełniła latem pierwsza część takiej bajki :) Tylko nie w Polsce, a w północnej Szwecji, nie Gemini a V360 i nie za tysiąc pińcet a ………..


KjacE Said:

wstęp genialny. Aż mi mina zrzedła, bo tylko zazdrościłem, ale prawda okazała się bardziej życiowa ;/


kaczor Said:

Uśmiałem się setnie przy ogłoszeniu ze 125p 😀


oldskul Said:

Znakomicie napisane, zaprawdę godne uwiecznienia na jakimś moto portalu :) a nie, czekaj.
Czuję się teraz lepiej, bo częściej robiłem transakcje bliższe historii nr 1, no może bez serników i opłakiwań 😉 ale nie zdarzyło mi się żeby sprzęt dalece odbiegał od rzeczywistości. Ba, czasem odbiegał na plus! Choć znam historie o jeżdżeniu przez pół Polski, aby na miejscu zastać ruinę-padlinę, ale jakoś podejrzewam autorów takich bajań o podstawowe braki wyobraźni (zadzwonić, podrążyć itp.) zwłaszcza w powiązaniu z niską ceną. Nie istnieje coś takiego jak okazja, pozdro dla Kapitana O-ego.
Obecną maszynerię kupiłem bez ogrzewania – o czym wiedziałem, więc przyszło wracać te 300 km po ciemku, w zimnie, przeziębiłem się deczko no ale nie jest to historia tak efektowna jak powyższa :)
PS. Żelazo życzyło sobie 13 litrów.


lordessex Said:

@benny.pl:
O matko boska! Stał to pewnie na dnie Wisły :-D.
Motyw z cyganką mnie rozwalił!! Ciekawy samochód i równie ciekawa historia. Ta pierwsza była zbyt piękna aby była prawdziwa. Nie pamiętam kiedy ostatnio takie Isuzu widziałem, pod koniec lat 80, powiedzmy początek 90ych jeszcze to nawet całkiem sporo ich widywałem.


lordessex Said:

@Prezes:
Za coś takiego to bym wydziedziczył córkę 😛


heliogabal Said:

No dobra, bo się pogubiłem jaka jest wiodąca linia naszej partii – w sensie czy kupuje się takie samochody żeby za kilkanaście/dziesiąt tysięcy przywrócić je do stanu oryginalnego, czy po to żeby po taniości opękać daily drivera lejąc do baku kujawski a do silnika mieszankę olejów jaka akurat była na stanie? Bo IMO ten konkretny egzemplarz nie nadaje się ani do jednego ani do drugiego. Znaczy można odnowić, ale łatwiej by było jakby było mniej zgniłe. Natomiast jako daily driver bez inwestowania to za długo nie pojeździ. No offence, sam mam za sobą historię youngtimerów kupowanych za grubą kasę i sprzedawanych za kilkaset PLN…


stefann Said:

czy ten patent z włączaniem ogrzewania rzeczywiście pomaga schłodzić silnik?


mariopudzo Said:

takie pytanko: jak to jest z taka podwójną umową w przypadku gdy poprzedni właściciel nie przerejestrował auta przez długi okres (dajmy na to: niecały rok)? bez problemu ja (jako ostatni nabywca) będę mógł zarejestrować? kary żadnej ani nic?


Pugozlom Said:

Ile by kosztowało takie auto jakby miało stam z pierwszej historii?? 15 tys zł? czy jeszcze więcej ?


TORT Said:

Bradzo ładny samochodzik; gratuluję autorowi zakupu, a zakupowi życzę, żeby po hipsterze ktoś wreszcie o niego zadbał. Relacja pierwsza klasa; pierwsza częśc wzbudza niezdrową zazdrość. Poczułem to ukłucie, a potem wyrzut sumienia. Znaczy się nadal jestem polaczkiem.


benny_pl Said:

Prezes: na Twoim miejscu nie opowiadal bym tutaj takich historii, bo albo wstydu nie masz albo glupi jestes po prostu… ja idealnego Fiata 125p uratowal bym na pewno, za wszelka cene, a jak juz KONIECZNIE musowo bylo by zmielic, to bym kupil za 500-1000zl jakiegokolwiek zgnilca, i go zmielil a tamtego sobie zostawil…
na prawde nie wiem jak mozna byc tak bezdusznym czlowiekiem… toz takiego Fiata jak nowego zmielic to gorzej niz czlowieka zabic…


tata Said:

benny_pl: pierwszy, drugi, trzeci ładny fiat na żyletki – to może dramat, ale setny czy tysięczny – to już tylko statystyka jak mawiał klasyk…….. 😉 a te panie też byś źle potraktował….? http://www.youtube.com/watch?v=2_dVpushTWk a może powinny je głaskać przed ogłuszeniem….?


Łukaszenko Said:

@stefann:
Pomaga. Jak zawiesił mi się termostat w położeniu zamkniętym, to pomogło ogrzewanie na full, dmuchawa na full i otwarte okna 😀 Ale lekko nie było.


Tomasz Said:

6L na 100 to żaden wyczyn przy tej prędkości, 6L na 383km z kolei nierealne. Wg mnie miało być 16L ON na 383km, czyli ponad 4L i to byłoby realne i byłoby się czym podniecać.


finn the human Said:

benny_pl przeszedl sam siebie


Prezes Said:

@benny_pl: co zrobisz jak klient się zaprze, że ma być zezłomowany i koniec. Zresztą to były czasy kiedy złomowało się tylko 125, 126, Polonezy, Wartburgi i tym podobne wynalazki z krajów byłej RWPG. Teraz tylko Astry, Escorty i Golfy.


Qropatwa Said:

Poprosimy więcej takich historii zakupowych, zwłaszcza ze zdjęciami bo to naprawdę interesujące. Nie musi być nawet tak dobrze napisane jak to:)


Qropatwa Said:

@Tomasz
A według mnie to lepiej najpierw przeczytać wszystkie komentarze zanim się coś napisze, bo później są z tego takie kwiatki.


uwequattro83 Said:

Po pierwszej części tekstu chciałem napisać,że aż trudno sobie wyobrazić że tacy sprzedający istnieją.I po drugiej części wróciłem do rzeczywistości.


Michał Said:

Historia zajebista. Zawód jaki poczułem po 1. akcie, przytłoczył. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie miałem takiej emocji. Jednak najlepsze są komentarze w typie 6 L na 300 km – w internetach muwio, że na złomniku sama elita. No nie wiem…
Ale ja nie o tym. Włączcie se tvn turbie i oglądnijcie se “Wymarzony szrot – Adam, zrób mi go, bo ja nie umiem”. Jakiś hipster zgnitym Trabantem przyjechał…


Michał Said:

Tomasz Said:

@Qropatwa Przepraszam Pana/Panią najmocniej. Wg mnie lepiej dobrze się zastanowić przed wysłaniem komentarza, bo później wychodzą takie kwiatki i wysyła się 2 komentarze tuż pod sobą :)


kaczor Said:

znając życie spartoli maksymalnie trabanta , no nic , oglądam z niecierpliwością – swoją drogą trabantami jeździłem od 92 roku do 97 , a miałem ich jakieś 10 sztuk


Vaux Said:

Hehe…w tym zakupowym opowiadaniu zmiana akcji jak w ostatniej części “Zmierzchu” 😉


tamarixis Said:

Stefann; wlaczone ogrzewanie zbija temperature silnika. Szczegolnie dobrze dziala w sytuacji, gdy nagrzewnica jest sterowana kurkiem, jak bylo np. w Wartburgu 353. Czesto byl to jedyny sposob na dokonczenie jazdy w korku w sytuacji gdy czujnik temperatury uruchamiajacy wentylator na chlodnicy (od 1986 roku elektryczny) znow padl… A robil to niestety bardzo czesto.


popo Said:

mojego taty Nissan Sunny 1.7D w sedanie na trasie zjadał 6-7 litrów więc nie wiem skąd wy bierzecie te spalanie na poziomie 4 :) Chyba na tej samej zasadzie co właściciele “Passatów TDI 3,5 olejku na autostradzie panie!”


Żelazko Said:

@Dragster: widzę że ta dziwna maniera intonowania głosu i robienia wszystkich programów “na śmiesznie” to nie tylko w Polsce :)


Beddie Said:

Maciek, gdzie to to można oglądnąć?:>


w pracy sie nudze Said:

rozumiem, ze nie jestescie fanami pracy adama klimka? 😀


Tomasz Said:

@Qropatqa, przepraszam, ten Tomasz co te bzdury wypisuje to nie ja. Ja juz w teorie ewolucji zwatpilem. Obstawiam za to że w trasie zużyto ok. 340 ml płynu do spryskiwacza. Bo takie Gemini zużywa go ok. 0,9 ml na 100 km w warunkach autostradowych.


benny_pl Said:

Prezes: to formalnie jest zezlomowany, dostanie kwit i pojdzie nie… a co sie z tym dalej stanie to inna sprawa, ja rozumiem ze wszystko sie zuzywa i wiekszosc samochodow fajnych czy niefajnych pojdzie na zlom i to normalna kolej rzeczy ze po przekroczeniu pewnego stanu zgnicia juz sie robic nie oplaca. ale samochod w idealnym stanie zniszczyc to jest po prostu hamstwo i glupota…
tata: nie wiem co za link do “jołtuba” bo mam internet przez GPRS (koszt 40zl na 2 lata) wiec szkoda mi MB, wiec Ci nie odpowiem bo nie wiem
kaczor: ja mialem 2 trabanty 601 – na prawde fajnie sie jezdzi Trabim, zrywne to, wygodne, fajnie sie prowadzi, zmiana biegow wajcha przy kierownicy jest bardzo wygodna – mozna kierowac i zmieniac biegi jedna reka, no tylko mi palily 7-8l/100 mieszanki po miescie… no i dla tego w koncu sprzedalem… ale wspominam bardzo dobrze :)


Adam Klimek to ja nie wiem, ale głos z offu w tym programie i jego żarty intonacje i itd. powoduje że oglądac się nie chce …


maciek_dm Said:

@Beddie: W Krakowie

PS
e, a ja tam se czasem lubię podpatrzeć A. Klimka


Tomasz Said:

@Tomasz Aha. Ja też…


Aremberg Said:

Prawie 90 komentarzy, a treści jak w max 20. Ciekawe żelazo, będę się za nim rozglądał po Krakowie.


Nat Said:

Tymin złamał obie ręce, że nic nie pisze?
Codziennej dawki złomnika brak, nie wiem jak Wy, ale ja “jestem na głodzie” 😉


Beddie Said:

Maciek, to to wiem, tylko czy przewidujesz opcję jakiegoś publicznego pochwalenia się autem?;) Idealnie byłoby go ustawić z Isuzu Gecaro z Kalwarii :)


oldskul Said:

Nawet gdyby połamał, to ma przeca dotykowego hipsterskiego iPada – może choćby nosem wydziugać artykuł :)


maciejowski Said:

o! to już dwa takie trupy są w krakowie, tylko ten w optycznie lepszym stanie.
spalanie 6l w trasie, to zadziwiająco dużo jak na takie auto i taki silnik.


michal Said:

Aż mi serce mocniej zabiło i łzy stanęły w oczach jak przeczytałem ten wpis. Ojciec kupił podobne cudo w 1999 roku. Była to wersja z dieslem. Taki sam kolor nawet wersja z 1983 roku. Pewnie na taryfę z pewexu.Wykopał ją z jakiejś szopy nieopodal Włocławka, gdzie dzielnie woziło pracowników ąz padła jakaś pierdoła typu świece żarowe i została postawiona.Ojciec go wziął jako kolejne auto w rodzinie z gatunku po mieście, bo wtedy miał nowe z salonu. A potem przyszedł kryzys i zostało jako jedyne jak tamto trzeba było sprzedać. Auto niezawodne chociaż były problemy z częściami jak i elektryką.Paliły się wszystkie lampki w tej wesołej konsoli w środku. Silnik nie do zdarcia i jak na jego moc całkiem nieźle się to prowadziło. Paliło to śmiesznie mało, trudno było przekroczyć nim 5 litrów. Zawsze śmiesznie odpalał przy początkowym brzmieniu diesla jak w ursusie i z ogromną chmurą dymu w garażu. Ojcu udało się nim zrobić około 120 tys kilometrów, ale potem przez braki w częściach które trzeba było dorabiać praktycznie był pomysł kupna drugiego takiego na części.Ale jakiś “janusz” widząc wyjątkowość tego modelu zawołał za niego jakieś chore pieniądze. I niestety zaszła decyzja sprzedaży tego auta.Ale nie dziwię się mieliśmy niezłe przygody np z kupnem lamp , których nigdzie nie dało się dostać.Podobnie było dyfrem ,który po który trzeba było jechać na drugi koniec kraju. Goście w sklepach auto-moto robili wielkie oczy. Wtedy nie było nam dane bawić się w koneserstwo czego do dzisiaj żałuję. Teraz sam bym sobie takiego kupił ale przeglądając tablice nie dane było go trafić. Jeszcze raz gratuluje zakupu i życzę powodzenia w eksploatacji. Swoją drogą widziałem takiego ostatnio w Ostrowcu Świętokrzyskim, z tymże tamtego ktoś przemalował na pomarańczowo, muszę kiedyś złapać właściciela, może będzie chciał go sprzedać…


Fenek Said:

Ale jaja! Pierwsza część opowiadania to wypisz wymaluj zakup Volvo 740 przed mojego kolegę:) Ale była wyprawa…


pete Said:

Jeździłem braciszkiem Gemini, czyli jego amerykańską wersją auta o nazwie i-Mark. Cudowne auto, absolutnie bezawaryjne (mówię to bez cienia przesady, a jeździłem potem wieloma autami).


Leave a Reply

Subscribe Via Email

Subscribe to RSS via Email

Translate zlomnik with Google

 
oldtimery.com

Polecamy

Kontakt


Warning: implode(): Invalid arguments passed in /archiwum/wp-content/themes/magonline/footer.php on line 1