Fura na niedzielę: Fiat Panda Elettra
Dobry wieczór,
dziękuję wszystkim, którzy odwiedzili złomnikowe stoisko na Zlocie Gwiaździstym. W chwili, gdy to piszę, trwa jeszcze zlotowy rajd nawigacyjny. Zlocik okazał się dość kameralny, ale przyjechało sporo ciekawych pojazdów i jednośladów. Jak zwykle wielkie zainteresowanie wzbudziło stoisko Stada Baranów. Jak dla mnie samochodem zlotu jest Mouton Bleu, drugim – czerwony Oldsmobile Toronado, a najciekawszym jednośladem – Simson SR2 czy jak on się tam nazywa. Ogromny motorower, który bez problemu podnoszę jedną ręką. Mógłbym go wkładać do Suzuki Carry.
A teraz czas na furę na niedzielę. Ogłoszenie to pojawiło się na Otomoto już parę dni temu, ale do tej pory nie wiedziałem, co mam o nim napisać. Teraz już wiem. Fiat Panda Elettra. Rzeczywiście, istniał taki samochód, a nawet istniał jego następca – Cinquecento Elettra. Tym samym opowieści Nissana o pierwszym seryjnie produkowanym samochodzie elektrycznym pod nazwą Leaf można rozbić o akumulator trakcyjny.
No i jest sobie do kupienia taki Fiat Panda. Wartości użytkowej nie posiada żadnej, ponieważ sprzedający dość uczciwie przyznaje, że akumulatory są trupy, i że trzeba sobie za kupę kasy kupić nowe. Dodatkowo, ma on tylko dwa miejsca. Podobno jednak ma on wartość muzealną, ponieważ powstała tylko jakaś minimalna liczba elektrycznych Pand. Może i tak, ale to daje interesujący asumpt do konstatacji, że nie będzie w przyszłości istniało nic takiego, jak muzealne samochody elektryczne, ponieważ nie będzie się dawało nimi nigdzie pojechać, i nawet jeżeli będą stały w muzeum, to będą to jedynie skorupy elektrycznych samochodów. Stary samochód spalinowy zawsze można odpalić i gdzieś nim pojechać (prawda wws?), a elektrycznego z zasiarczonymi akumulatorami nie da się już naładować i trzeba je wymienić. A o ile w wymianie czy naprawie starego silnika spalinowego jest coś romantycznego, ta nieuchwytna przyjemność obcowania z żywym żelazem, docieranie gniazd zaworowych i pasowanie pierścieni tłokowych, czyli zabawy tzw. prawdziwych mężczyzn – o tyle wymiana baterii, czy to w samochodzie elektrycznym, czy też w gadającym misiu dla dzieci ma w sobie tyle romantyzmu co aktywacja karty miejskiej.
Oczywiście nasuwa się pytanie, na co komu niejeżdżący, elektryczny Fiat Panda z koniecznością inwestycji w akumulatory na poziomie kilku tysięcy złotych za 12 900 zł? Za takie pieniądze można sobie przerobić podobną Pandę na samochód elektryczny bez większego problemu. A co do tego egzemplarza, to widzę dla niego tylko jeden ratunek: akumulatory weg, silnik elektryczny raus, a pod maskę z powrotem stara fiatowska 903-ka, i mamy elegancki lans z napisem “Elettra” i dowodem rejestracyjnym na samochód elektryczny (a widziałem taki dowód na własne oczy, jaja jak berety), który wesoło pyrkocze swoim małym 4-cylindrowym silnikiem. Oczywiście ma to sens pod warunkiem, gdy cena zostanie podzielona przez napięcie robocze modelu Elettra.
na pierwszym miejscu co stoi z tylu? omega a caravan?
cytując klasyków : “Z akumulatorem na jajach jeszcze nikt nie kłamał” – dlatego są na tylnym siedzeniu…
chyba tego nie przegapiłem: czy Mouton Bleu to była ta niebieska torpeda, ktora wzbudzała tyle aplauzu na probach sprawnosciowyvh?
można by spróbować brutalnie obudzić ten zespół akumulatorów , ale czarno to widzę
Mój kolega miał lub nawet ma nadal elektrycznego Peugeota 106. Kupił go sprowadzonego z Francji. Zasięg na jednym ładowaniu też około 100 km. Fajny samochód do miasta idealny, tylko jak akumulatory zdechną to jest kłopot…
ja bym go zezłomniczł totalnie napędem na pedały rowerowe . tego jeszcze nie było
Na niemieckim mobile co jakiś czas jest do kupienia skoda favorit, wersja elektryczna, nie wiem czy skoda produkowała, czy jakaś osobna manufaktura.Podeślę link jeżeli trafię na ogłoszenie. Pande kupi pewnie jakiś hipster, czy jak im tam.
Fajna ta Panda.
Niestety ZG nie udało mi się zahaczyć. Jak się ma stary automat z Francji to czasem tak jest, że coś padnie. Dziś na przykład w drodze (na zlot oczywiście) rozerwał mi się przewód hamulcowy. Szczęśliwie tuż obok był serwis a ruch niewielki.
Istniał także następca elektrycznego cienkiego – Seicento Elettra i występował tylko z tylnym napędem.
Obok szybkościomierza widzę wskaźnik poziomu paliwa, heh, co on niby pokazuje? Zero litrów benzyny?
Ja tam widzę w tym przyszłość jeszcze inną – kupić, wywalić te akumulatory, wywalić ten silnik elektryczny, a z tyłu, niejako centralnie, w skrzyni na akumulatory posadzić jakiś prawdziwy silnik, typu V6 z turbo, z napędem na tył, i powstanie Panda Elektro Stratos 😉
Ewentualnie olać akumulatory, niech będzie autem miejskim – dorobić pantograf i 10 pasków uziemiających, i jeździć na sępa pod trakcjami tramwajowymi :>
No, żeby się WWS nie obraził, bo Simson to SR1. Ale zacny jak licho. A rajd był bardzo fajny, tylko mało nie zginąłem na szlabanie, którego nie widać w świetle reflektora Piaggio Ciao.
Panda git, kiedyś to jeszcze można by nią było dojeżdżać z Piaseczna do Warszawy, jak trolejbusy jeździły.
no, dobra, przekonaliście mię i się karnę na Gwiaździsty. jednak. Tylko jeszcze nie wiem czy tak jak dwa lata temu – autem, czy jak rok temu – tramwajem czy może rowerem dla odmiany?
😉
Lubię elektrowozy. Od czasu do czasu nawraca mi choroba – zamysł aby tico wyposażyć w motor elektryczny. Dla szpanu wykleję dach i maskę ogniwami fotowoltaicznymi.
Tylko Nissam machnął elektrowóz już chyba w latach 60. A PAndaka to jakos później była produkowana.
samochody elektryczne były produkowane przed wojną. litości.
“Asumpt do konstatacji”!!! Teraz ja przysiadłem z wrażenia…
Zaraz, czy z opisu wynika, że elektryczna Panda ma spalinowe ogrzewanie? To dopiero złomnik-pomysł!
Wywaliłbym ten elektryczny osprzęt i wstawił 600 z trabanta, albo trójgarowca z wartburga.
Na pohybel ekoterrorystom;)
Mało które auto jest tak idiotyczne jak to. Drogie, drogie w utrzymaniu i naprawie, niepraktyczne, nudne (w końcu to zwykła Panda i to młoda)… ale ma w sobie coś. Pod warunkiem, że zostanie elektryczna. Z opisu auta właściciel wygląda na rozsądnego. Pewno w końcu ją sprzeda z rabatem 10 000 zł – wtedy by była interesująca.
W Seicento Elettra też było takie:
http://www.eksel.user.icpnet.pl/opowiadania/sekrety/autoelektryczne.php
Seicento RWD i z ogrzewaniem jak w Zaporożcu. Ile to jest punktów złomnika?
Brazer: dokładnie przed pierwszą wojną, a jeszcze dokładniej to już w XIX wieku…
Zamiast wstawiać drogie akumulatory, proponuję dołożyć nieduży silnik spalinowy napędzający prądnicę, zasilającą silnik elektryczny i sprzedać jako pierwszą hybrydę.
Ktoś jakiś pomysł na niego na pewno znajdzie. Tego biedaka np. pomalowali razem z oponami żeby był bardziej zabytkowy: http://otomoto.pl/C24257219.html
nie znam się i pewnie dlatego zaciekawiła mnie kwestia manualnej skrzyni przy elektrycznym silniku. Wszak dzis takiego rozwiązania nikt nie oferuje…
Biorąc pod uwagę to, że silniki elektryczne mają niemal maks momentu od najniższych obrotów, to ta skrzynia może być średnio potrzebna, tym bardziej nie wiem jak by miała wyglądać zmiana biegów, bo elektryk marnie by reagował przy odpuszczeniu “gazu”, a z kolei zmiana bez odpuszczenia też średnia. Trzeba by się wybrać i przejechać z właścicielem te dwa kilometry.
@holipa
“ja bym go zezłomniczł totalnie napędem na pedały rowerowe . tego jeszcze nie było”
A witam właśnie to znalazłem 😉
ciekawie napisane. Co do ceny wysokiej – informuję iż auto przedstawia wartość jako kolekcjonerskie. Z racji przebiegu i rzadkości występowania.
I prawdopodobnie zostanie sprzedane za granicę. Tamtejsi kupujący nie widzą problemu w cenie (wystarczy porównać ile kosztuje przytaczany Peugeot 106 electrique – w granicach 6000-8000 EUR!). A do Pandy najlepiej założyć aku litowe