Made in USA – czyli jak można zrobić coś dobrze albo źle
W dzisiejszym wpisie chciałem się całkiem za darmo odnieść do wpisu, który znalazłem na portalu natemat.pl. Powstał tam niedawno dział motoryzacyjny. A właściwie dział Moto, do którego trafiają wpisy na różne okołomotoryzacyjne tematy. Do niedawna przełykałem tamtejsze treści bez większego bulwersu na zasadzie “ktoś tam sobie coś pisze, bredzi jak zwykle, szkoda czasu” ale ostatnio trafiłem na wpis o amerykańskiej motoryzacji, jej historii i aktualnej kondycji. Poraził mnie do tego stopnia, że postanowiłem, zupełnie za darmo i bezpłatnie, napisać dokładnie Na ten sam Temat, a już Wy, drodzy Czytelnicy, ocenicie w pełni obiektywnie kto napisał lepiej. Temat brzmi “Made in USA – czy Amerykanom uda się dogonić czołówkę?”. A oto link, o tu:
Stosunkowo mało zniszczona wojną Ameryka miała duży potencjał rozwojowy, a gospodarka pięknie napędziła się w końcu lat 40., żeby gnać do przodu w bajecznych latach 50. Wówczas samochody amerykańskie były zdecydowanie najlepsze na świecie. Najbogatsze, najszybsze i największe, co wtedy oznaczało, że są dobre, tak jak w dawnych czasach człowiek gruby był bogaty, ponieważ mógł pozwolić sobie na dużo jedzenia. W Ameryce działały już od lat wielkie koncerny i zautomatyzowana produkcja, a podzieleni i wyniszczeni producenci europejscy nie mieli szans z propozycjami koncernów amerykańskich. Zresztą wystarczy spojrzeć na to, że w USA praktycznie nie występowały auta europejskie (lub tylko bardzo wyjątkowe, jak Rolls-Royce), a w Europie powszechnie korzystano z samochodów amerykańskich do celów reprezentacyjnych i wszędzie tam, gdzie był potrzebny komfort i trwałość. Ciekawe, dlaczego Bierut jeździł Buickiem, a jego komuchy przydupasy – Chevroletami? Bo nie było żadnych innych porządnych wozów. Ta pierwsza, znakomita faza amerykańskiej motoryzacji skończyła się 1954 r., kiedy to okazało się, że “indies” – niezależni producenci jak Hudson, Packard, Kaiser-Frazer – nie mają szans. W dłuższej perspektywie ich los podzieliło American Motors i Studebaker.
Buick Super z początku lat 50. był popularny w Europie jako reprezentacyjna limuzyna. Na naszym kontynencie wówczas produkowano głównie mikrosamochody albo auta o charakterze użytkowym.
W latach 60. rozpęd i gospodarczy, i motoryzacyjny w USA nieco przystopował, zamiast tego pojawiły się normy emisji spalin i bezpieczeństwa. Europejczycy już nieszczególnie chcieli aut amerykańskich, ponieważ produkowali własne, bardziej dostosowane do lokalnych warunków, za to Amerykanie zaczęli patrzeć przychylniejszym okiem na “imports” – najpierw na Volkswagena, potem powoli też na Toyotę i Datsuna, które początkowo budziły niepohamowaną wesołość. Amerykańscy producenci zaczęli zostawać trochę z tyłu: w Europie pojawiały się np. auta z czterema tarczami hamulcowymi, w USA standardem były cztery bębny. Powoli zaczęło stawać się jasne, że pojazdy typu “land barge” o prymitywnej, ramowej konstrukcji nie wyznaczają już trendów. Oczywiście w żadnym razie nie wolno odbierać niektórym samochodom amerykańskim z tego okresu swoistej innowacyjności – np. Oldsmobile Turbo Jetfire był pierwszym autem osobowym z turbodoładowaniem. No i był jeszcze Corvair. Ale to wszyscy wiedzą.
W czasach, gdy w USA produkowano Bel Aira o przedwojennej konstrukcji, w Europie występowały już takie pojazdy jak Fiat 125 (4 hamulce tarczowe, DOHC), BMW Neue Klasse 1500, Citroen DS (wiadomo), a za rogiem czaił się supernowoczesny i supermodny Peugeot 504.
Lata 70. zaczęły się nieźle, ale długo to nie potrwało. Nadszedł bowiem rok 1973 i pierwszy kryzys paliwowy. Amerykańskim producentom przykurbił w łeb tak mocno, że niektórzy już się po nim nie pozbierali. Nikt już nie miał wówczas wątpliwości, że przyszłość będzie należała do małych, ekonomicznych samochodów, tyle że koncerny GM, Ford i Chrysler nie potrafiły zmienić swoich nawyków, mocy produkcyjnych, przyzwyczajeń klientów i odpowiednio zareagować na nową sytuację. Zamiast tego zaczęły w żenujący sposób zmniejszać duże samochody, które dalej wyglądały jak duże, tylko że były skarłowaciałe. W tym czasie producenci europejscy, a przede wszystkim japońscy, zaoferowali amerykańskim klientom samochody praktyczniejsze, oszczędniejsze i od A do Z opracowane tak, żeby nie były małą kopią czegoś gigantycznego.
Jedyne, na co było stać Chevroleta po kryzysie, to zliftingowana Vega MY1975. Zaraz obok był salon Toyoty, gdzie stała znacznie ładniejsza i lepiej wykonana Corolla TE37 oraz diler VW, który sprzedawał Rabbita, zaprojektowanego przez Giugiaro. Po zwymiotowaniu na widok Vegi klient miał jeszcze więc spory wybór.
Kiedy wszystko trochę wróciło do normy, okazało się, że jest rok 1979 i kryzys paliwowy uderzył znowu, tym razem jeszcze mocniej. Wpiedrol był tak silny, że amerykańscy producenci już nie mieli żadnej szansy się po nim pozbierać i zaczęli zjazd po równi pochyłej, znany jako malaise-era. Podczas gdy Japończycy oferowali całe gamy małych, oszczędnych aut, wielka (wtedy już nie-tak-wielka) trójka z Detroit proponowała albo gnioty typu Pinto i Vega, albo w panice opracowywała nowe “modele ostatniej szansy” (K-Car), albo oferowała w gamie przestarzałe, wielkie modele typu fullsize, które wtedy były odbierane tak, jak Polonez Caro+ w 2000 r. w ofercie Daewoo. Malaise-era trwała mniej więcej do końca lat 80., kiedy amerykańscy producenci wreszcie wpadli na to, że zamiast robić samochody duże, można robić samochody nowoczesne. Niestety, nadal nie wpadli na to, że robienie klientów w balona i oferowanie tego samego modelu jako Chevrolet, Buick, Pontiac i Oldsmobile nie jest dobrym pomysłem. To właśnie wtedy okazało się, że Amerykanin wcale nie musi mieć samochodu amerykańskiego i między borem a prawdą, ma to w dupie. Że jest z niego taki patriota jak z koziej dupy kolektor ssący i jeśli podstawi mu się Toyotę Camry – dużego, dość ładnego sedana z oszczędnym i dynamicznym silnikiem, dobrą ceną i korzystnymi warunkami gwarancji – to on ją kupi i nie zatęskni nawet przez 5 sekund za swoim Buickiem Century. Amerykańscy producenci próbowali jakoś to przekuć w swój sukces, oferując np. Mitsubishi jako Plymoutha, Mazdę jako Forda, a Toyotę jako Chevroleta, ale ostatecznie to też nie zaskoczyło. Nic dziwnego. Amerykański klient miał dość awaryjnych, paliwożernych i dosyć nietrwałych produktów z Detroit, a zakup Toyoty i Hondy był traktowany jako wyraz rozsądku. Ten rozsądek w ostatecznym rozrachunku doprowadził do załamania finansowego amerykańskich koncernów, które zostało pogłębione pobłażliwością w stosunku do najgorszej zarazy każdej firmy, jaką są związkowcy.
Plymouth Reliant: “zróbmy małe, ale żeby wyglądało jak duże!”
Amerykańskie koncerny miały lepszy moment gdzieś tak w początku poprzedniej dekady, kiedy koniunktura była niezła i pojawiło się trochę pieniędzy. Na dobre wyszła też współpraca Daimler-Chrysler, choć ten ostatni nie miał nic do powiedzenia, ale to dzięki niej pojawił się np. 300C. Dodam, że narzekanie na jakość wykończenia 300C nie ma większego sensu, ponieważ w USA nie było to auto luksusowe. W Stanach wielkość samochodu nie jest jednoznacznie skorelowana z poziomem luksusu. Gdyby tak było, to Crown Victoria i Suburban byłyby najluksusowszymi samochodami na tamtejszym rynku. A są to prymitywne śmietniki.
W 1991 r. Toyota pokazała ten model Camry. Auto do dziś wygląda dobrze.
Konkurencyjny Oldsmobile Cutlass Ciera z tego samego rocznika wali rybą jak kuter JAS-141.
Ostatnią cezurą w historii amerykańskiej motoryzacji jest rok 2009, kiedy to po recesji roku 2008 zbankrutowało GM i Chrysler. Ford jakoś się utrzymał, pozostali dostali kupę pieniędzy od rządu. Jak widać – nie zostały one przetracone, bo obecnie koncerny amerykańskie złapały wiatr w skrzydła. Zresztą już na jakiś czas przed kryzysem, który łatwo było przewidzieć, wykonano parę koniecznych cięć, wycinając przy okazji Oldsmobile’a, Plymoutha, Pontiaca i Mercury’ego, które nie wiem po co istniały. A, i jeszcze Hummera, Geo, Eagle i parę innych durnych marek. W GM został Chevrolet (tani), Buick (średni), Cadillac (drogi) i GMC (SUV-y, vany). W Fordzie jest Ford (zwykły) i Lincoln (pręmium) – wystarczy. W Chryslerze – Chrysler (osobowe), Jeep (terenowe) i Dodge (różne inne). To ewentualnie ma jakiś sens.
Trochę trudno jest patrzeć na motoryzację amerykańską przez pryzmat Camaro, Challengera i Mustanga, bo one wyglądają fajnie, ale nie są jakimś szczególnym trzonem sprzedaży za oceanem. Właściwie to margines. Trzeba na nią patrzeć jako na rynek trzech segmentów: 1. compacts, 2. midsize sedans, 3. trucks & SUV-s. Niestety, amerykańscy producenci na długie lata odpuścili dwa pierwsze. W przypadku “pickup trucks” ich pozycja jest niezagrożona, ponieważ dla przeciętnego nabywcy pick-upa, Japonia to jest taki kraj, który spuścił na USA bombę atomową i trzeba ich nienawidzić. W przypadku SUV-ów amerykańscy producenci dość szybko zapełnili ten segment czymś sensownym (Explorer, Trailblazer, nawet Durango), a jedynie mniejsze SUV-y (RAV4, Pilot) zdominowali Japończycy. Największy ból jest z kompaktami, bo w tej klasie bardzo długo żaden producent z USA nie miał nic, aż wreszcie na szczęście pojawił się Cruze, teraz też Dodge Dart… a żaden i tak nie ma szans z Civikiem. Szczęśliwie w segmencie midsize sedans, mimo to, że co rok rok do roku Camry jest najlepiej sprzedającym się autem w USA, to nowe generacje Malibu i Forda Fusion zostały dobrze przyjęte na rynku i mają jakiś potencjał, zobaczymy co pokaże najnowsza generacja Impali. Co tylko wskazuje na to, że amerykańskim koncernom akurat globalizacja wyszła na dobre, bo nie muszą trzymać się technologicznego skansenu, w jakim siedziały jakieś 40 lat. Gorzej tylko, że jak do tej pory Amerykanie musieli się zmagać z Europejczykami i Japończykami, tak teraz Europejczycy są tam wprawdzie znowu w defensywie (najpopularniejsze auto europejskie w USA: VW Jetta, pozycja 21.), ale pojawili się Koreańczycy, a ich propozycji nie można ignorować, bo są po prostu zajebiście dobre. Postęp amerykańskich samochodów może robić wrażenie, ale nie można zapominać, że oni wyszli od czegoś, co przypominało samochód Freda Flintstone’a, więc cokolwiek co jest od niego lepsze, stanowi gigantyczny postęp. Trzeba też pamiętać o priorytetach amerykańskiego rynku: auto musi być tanie, proste i trwałe, ponieważ jest najzwyklejszym codziennym narzędziem, a wybór między Toyotą Camry a Fordem Fusion nie jest obarczony elementem “ale który będzie bardziej prestiżowo prezentował się na drajwłeju w moim nejborhudzie”.
Do czołówki doszlusował Hyundai Sonata. I trzeba się go bać. A poza tym, w odróżnieniu od Camry, nie jest “transplantem”, czyli autem zagranicznej marki produkowanym w USA.
Nowa Altima też nie ma zamiaru wymiękać, zwłaszcza że wygląda rewelacyjnie.
Ford Fusion będzie miał więc trudne zadanie. Jest to jednak, w przeciwieństwie do poprzednika, auto na światowym poziomie.
A nowa Impala potwierdza, że Amerykanie dogonili resztę świata. Nie jest to trudne mając na uwadze zapóźnienie technologiczne Chin i załamanie się rynku europejskiego.
To, co powyżej napisałem to są oczywistości, których nie muszę tłumaczyć nikomu, kto czyta złomnik. Napisanie ich zajęło mi jakieś 40 minut. Ale gdyby ktoś z natemat.pl chciał sobie to wykorzystać i zrobić ten sam wpis jeszcze raz, tym razem porządnie, to zapraszam.
Vegę Kammbacka zdecydowanie bym przyjął. Dla mnie mega ładny wóz.
Jeździłbym Cutlassem. Do bagażnika wstawiłbym zepsutą pralkę i przywiązał sznurkiem.
“supernowoczesny i supermodny Peugeot 504” – notlauf, piłeś coś czy pomyliłeś z 304 ?
troche sie zgubilem z tą bombą atomową… w koncu kto komu cos podrzucił? ;P
Oczywiście, jakieś tam BMW musiało się pojawić, a o Giulii ani słowa…
@tata:
Pierwsze zdanie z wiki o 504: “Peugeot 504 jest jednym z najpopularniejszych samochodów wykorzystywanych jako taksówki w Afryce.” – już chyba wiesz, dlaczego notlauf bardzo poważa
Audi powinno opatentowac w jakis sposob tyl nowej A4, najpierw wykorzystal ja Citroen w C5 teraz Amerykanie w Impala.
radosuaf – co do mody się nie dyskutuje, ale nawet w 1968 sztywny most z tyłu i silnik na patykowych popychaczach to nie była żadna rewelacja….. notlaf na pewno pomylił 504 z 304ką
Widoczny na zdjęciu model Camry zaprezentowano w 95 roku, ponieważ jest to poliftingowa III generacja, której produkcję rozpoczęto dopiero w sierpniu 94.
Wcześniej (tj od czerwca 91 do sierpnia 94) produkowano na US/CAN tak wyglądającą Camry : http://commons.wikimedia.org/wiki/File:1992-1994_Toyota_Camry_Sedan.jpg
Tak patrze na te fusiony impale altimy i sonaty i za wuja pana nie moge zapamietac ktore jest ktore, te auta sa TAKIE SAME dla mnie.Ze stu metrow po kolorze nagaru na rurze wydechowej mozna bylo kiedys odroznic ascone od cariny 2, czy civica od punto, a teraz z metra pacze i pacze i nie kumam bazy co jest co….deeej pan spokoj.
pisząc:
“Amerykańskie koncerny miały lepszy moment gdzieś tak w początku poprzedniej dekady” odwołujesz się do roku 1991. to już dwie dekady temu
Wloskie zelazo najbardziej powazam, ale interesuje sie innymi zlomami tez Przyznaje, ze te auta brzydkie nie sa, tylko nie bardzo maja jakikolwiek charakter. Ustawisz kolo siebie 5 dowolnych aut np: europejskich, takich 20+ letnich ze zdjetymi znaczkami i nawet 5 latek trafi 4 na 5 marek. Sytuacja zaczyna przypominac np budowe promu kosmicznego, buran i discovery sa prawie takie same na pierwszy rzut oka nie dlatego ze ruscy zgapili od jankesa, tylko dlatego , ze jest to optymalny ksztalt do roli jaka mialy spelniac. Boje sie, ze z autami jest tak samo, osiagnely optimum aerodynamicznej perfekcji, a ta nie zostawia wiele do popisu dla projektanta poganianego przez ksiegowego
mirek: nie, odwołuję się do roku 2002-2004, kiedy to pokazano kilka sensownych pojazdów, zarówno sportowych, jak i takich zwykłych. Nawet smutne jak Kutno “cab-forwards” były mocnym powiewem nowoczesności.
Hmmm… Biorąc pod uwagę liczne informacje na temat marki Arriiinnerra (czy jakoś tak), polscy producenci samochodów mają się świetnie.
@volumetrico:
nie przesadzajmy – Alfa Romeo Giulia (1962) sedan ma współczynnik Cx = 0,33, czyli taki sam jak Lambo Murcielago, a co jest ładniejsze to chyba oboje wiemy (Giulia <3). Zywczajnie, jak mawiał inż. Mamoń, podobają nam się piosenki, które już znamy, ludzie chcą kupować pudełka na kołach i na ekstrawagancję pozwalają sobie jeszcze Francuzi czasami, Włosi chyba już niestety przystopowali…
Myślałem że na tym natemat.pl jest jakiś dość dobry artykuł a nie takie dno. Każdy pajac potrafi wypisać takie auta jak Mustang, Camaro, Cadillac. Złomnik 100 razy lepszy w dodatku tworzony z pasji a nie dla kasy 😉
A czy malaise to się nie skończyło z początkiem prezydentury Reagana aby? (nie wiem, pytam; przynajmniej w polityce słyszałem o malaise-era jako o czasach Cartera)
@tomi4m20 nie pij już
Ostatnio na autoblogu czytalem, ze chevrolet musi zrobic lifting malibu, bo sie kiepsko sprzedaje- jakies marne 200k w ostatnim roku. Whaaaaaaat.
Nie chce mi się czytac tego z natemat, ale w sumie wejdę, posmieję sie moze trochę
Po przeczytaniu art z natemat, na usta ciśnie się mniej więcej to: “Góralu, czy Ci nie żal..?.”. Autor powinien mniej się skupiać na tym, na czym skupia się większość red. motoryzacyjnych, czyli na tapicerkach i materiałach, z których są wykonane deski rozdzielcze, a więcej na meritum. To tyle. Zlomnik w formie, tak trzymać! Pozdrawiam
a mi tam sie najbardziej wlasnie podobaja te amerykanskie samochody z lat 70/80 typu Plymouth Reliant – sliczne a te nowoczesne paskudy wogole mi sie nie podobaja
Zgadzam się z większością tekstu, ale co do jednego powiem NIE: konkretnie chodzi mi o likwidację Oldsmobile’a i Pontiaca. Nie zostały zarżnięte bo “nie wiadomo po co istniały” tylko dlatego, że GM nie miał na nie żadnego pomysłu. A przecież z takiego Pontiaca można było zrobić amerykańskie Alfa Romeo czy Seata choćby (nie mówię tu o nowych Seatach z silną wizualną obecnością kół i silnikami z serii line-up): coś o nieco bardziej sportowym charakterze i w sensownych cenach. Co do Oldsa – tu zapewne trzeba by się było bardziej nakombinować (okupował w zasadzie tę samą niszę co Buick), ale może mógłby służyć jako poletko doświadczalne, samochody troszkę bardziej awangardowe, taki amerykański Citroen (mówię tu o charakterze z czasów DS-a i CX-a). Wszak mieli cudowne Toronado…
Generalnie – artykuł dużo bardziej rzetelny niż ten z natemat.pl. RzekłĘ.
z tymi lampami audi to chyba jednak było inaczej, oni je zerżneli z Maserati GT.
a natemat nie umywa sie
@radosuaf
Jesli giulia 1962 ma Cx 0.33 to duzy fiat ma 0.335, nie pomylilo Ci sie z -0.33?
chcialem zablysnac, a sie okazuje ze im mniejszy cx tym lepiej, a nie na odwrot, no w kazdym razie giulia nie wyglada oplywowo
Na tym polegał kunszt inżynierów Alfa Romeo – za wiki ” drag coefficient of the Giulia was lower than that of a Porsche 911from the same period.”
Cała lista do wglądu jest tutaj:
http://en.wikipedia.org/wiki/Automobile_drag_coefficient
“wybór między Toyotą Camry a Fordem Fusion nie jest obarczony elementem “ale który będzie bardziej prestiżowo prezentował się na drajwłeju w moim nejborhudzie”.”
To nie ma w hameryce żadnych bepięć w tedeiku?
notlauf KŁAMIE! Oczywiście, że można było sobie sprawić Pastuszka w TeDeIku :):
http://forum.vw-passat.pl/threads/6276-VW-Passat-B5-2005-z-USA
Czuję się dziwnie czytając Złomnik na którym amerykańskie samochody są chwalone za to, że stały się nowoczesne jak te okropne, elektroniczne badziewia z Europy.
Jak rozumiem pomysl na produkowanie malych samochodow wygladajacych jak duze, z cala swoja specyficzna stylizacja odwolujaca sie do tradycji itd. jest zly? Ja akurat uwazam odmiennie, lubie malaise’owe wozy tak samo jak ich piecioipolmetrowych poprzednikow. Wiadomo, techniczny skansen itd. ale motoryzacja amerykanska zawsze sie wyrozniala (dla mnie na plus) pod wzgledem stylizacji czy hm.. klimatu, uwielbiam chromy, kanty, pionowe tylne szyby itd. Wszystkie te Mirady, 600tki, Citationy i inne gufna:) Teraz wszystko sie zunifikowalo, nowa Impala moze byc rownie dobrze Hyundaiem czy Nissanem, brakuje tego specyficznego jankeskiego smaczku. Doh.
Dopen, tak źle jeszcze nie jest. Dla przykładu Fusion zaczyna się od benzyny 180 koni z 1.6 litra (cetedeików z pierdyliardem dwumas, czujników i DPFów NIE MA.) podczas gdy jego braciszek z bloku eurosocjalistycznego dostał pod władanie swoich przednich łap kosmiczne 1.0 z trzema cylindrami, za grubą dopłatą szalone dwa litry albo klekot obliczony na 200 tys kilometrów. Nie mówiąc już o tym, że starszy brat Fusiona – Taurus ma głównie V6stki powyżej 3 litrów, u nas wersja niedostępna.
Jest jeszcze Mustang, który ma wylądować na europejskim rynku za rok z szaloną R4, wersja GT ma być niedostępna.
Ponad to, chcąc kupić mocne coupe do wyboru masz Challengery, Mustangi, Camaro. U nas w dobrej cenie co najwyżej Hyundai Genesis, bo Camaro kosztuje ponad 200 tys. zł.
Muszę przyznać, zawsze podobały mi się te amerykańskie fury z początku lat 50. Z chęcią nawet przytuliłbym takiego Buicka Super, jak ten ze zdjęcia – mógłby być w wersji kubańskiej, i tak jeździłbym na pohybel Prestiżowi™.
Kawałek czasu temu na Mustangsdaily o tym przeczytałem. Jestem w stanie w to uwierzyć tym bardziej, że Mustang miewał rzędowe czwórki w trzeciej generacji.
Im ten blog jest starszy, tym więcej pychy i buty pojawia się w jego autorze. Proponuje wrócić do wpisów z przed kilku lat i zobaczyć jak wtedy swój motoryzacyjny świat opisywał Notlauf (skromniutko). Teraz wpisy coraz częściej mają formę wypowiedzi “jestem najmundrzejszy na swiecie, wiem wszystko i mata mnie sluchac, a jak nie to won”.
Nie nie, ja zawsze tak uważałem. Jestem najmundrzejszy na swoim własnym blogu, wiem wszystko o złomniku i mata mnie słuchać albo po prostu nie czytać.
Chyba najlepszym wskaźnikiem jakieś sanacji amerykańskiej produkcji motoryzacyjnej są nowe Cadillaki. Nie wiem, jak sprawuje się nowy ATS czy tym bardziej nowy CTS, ale jeżeli dokonano oczekiwanego zwyczajowo od nowej generacji progresu, jest w dechę, skoro schodzący CTS jeździł znacznie fajniej niż W211, nie ustępując mu przy tym w żadnym innym istotnym względzie, czy to komfort, czy wykończenie, a i przy W212 nie ma się czego wstydzić. A przecież tylnonapędowe Cadillaki przyszły, nie licząc dziwnego epizodu Catery, po tapczanach łączących wielkie V8 z przednim napędem, które można było lubić za wygodę czy amerykańskiego ducha, ale zupełnie nijak miały się się do konkurencji z Europy czy Lexusów. I w sumie nie mają żadnych genów europejskich, chyba że zapośredniczone przez Australię. Po prostu po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości zaczęli robić właściwie.
Jeśli chodzi o trucki to chyba zgodzicie się że Thundra i Titan urywają troszkę rynku mimo tej nieszczęsnej bomby atomowej…… a jeszcze Altima…. zawsze zastanawia mnie dlaczego tego auta nie ma w Europie…. skoro można tu było próbowac sprzedawać Versę/Tiidę w segmencie w którym taki gniot nic nie mógł urwać, to czemu nie spróbować z Altimą w deceiku od reno….. tylko kaczkaj i kaczkaj…… nawet ta Teana co ją u ruskich sprzedają pewnie dała by radę…. w deceiku powalczyć z tedeikiem 😉
Dlaczego sedany? Przecież każdy wie, że sedan jest bessęsu. Chyba jednak “prestiż”.
Zawsze bawił mnie bulwers od ludzi którzy nie mogą znieść, że ktoś zamiast być skromnym po prostu uważa się za mądrego.
Artykuł bardzo ciekawy, Panie Złomnik :-D, z większością tez się zgodzę, mam tylko drobne zastrzeżenia odnośnie okresów po 2 kryzysach paliwowych w 1973 i 1979 roku: Otóż, zostało tu napisane że Amerykańskie koncerny zaczęły wtedy zmniejszać stopniowo rozmiary swoich samochodów, ale chyba nie do końca. W tym okresie, czyli poczynając od 1973 aż do 1996-97 nawet (kiedy to zakónczono produkcję wiekszości dużych sedanów na ramie, czyli modeli Chevrolet Caprice/Impala, Buick Roadmaster, Cadillac Fleetwood np. a ostały się jeszcze jedynie wtedy Ford Crown Victoria i Lincoln Town Car), nadal produkowano wielkie paliwożerne smoki tak jak wspomniane już Caprice/Impala i Fleetwood/Deville, Oldsmobile Delta 88/98, Buick LeSabre, Electra, Park Avenue, Pontiac Bonneville, Catalina, Ford Galaxie/LTD a później Crown Victoria, Mercury Grand Marquis, Chrysler Newport, New Yorker, Cordoba,, Dodge Monaco, Polara, Coronet i pokrewne typu Plymouth Fury, Chrysler Fifth Avenue.
A o pick-upach czy SUVach “Full-size” typu Chevrolet Blazer/Tahoe, Suburban, Ford Bronco itp. to już nie wspomnę nawet, myślę że podobna historia była 😀
Najbardziej mnie jednak zastanawia wariacja modeli Chevrolet Caprice/Pontiac Parisienne mniej więcej z okresu 1981/87 :-D. Nie wiem co takiego ma w sobie Pontiac Parisienne ale ogarnia mnie dzika żądza jego posiadania 😀
ale trzepiecie komcie 😉 @radosuaf poprzedni koment miał być.
Ja się nie uważam za mądrego. Nie wiem czy jestem mądry. Na pewno znam się na samochodach. Nie znam się na: samolotach, motocyklach, komputerach, alkoholach i milionie innych rzeczy. Ale na samochodach się znam. Sory.
No i jak ja mam robić tego miksa, skoro takie tłuste teksty walisz z rana? I jeszcze do tego milion komentarzy.
tak patrzę na ostatnie 4 (cztery) zdjęcia, podpisy, jeszcze raz zdjęcia, jeszcze raz podpisy….W MORDĘ – JAK JE ODRÓŻNIĆ BEZ PODPISU????
Jeśli chodzi o obecny wygląd samochodów to ja bym strzelał, że chodzi o to, żeby w razie stłuczki pieszy jak najmniej się połamał. To by tłumaczyło dlaczego wszystko wygląda jak bułka rozpaczliwie upstrzona dziwnymi kształtami.
A nowe amerykańskie fordy uważam jak najbardziej, w końcu to wszystko stare dobre S80 w nowych budach!
A ja tam lubię wiele z tych skansenów. Szczególnie tapicerki w stylu burdelowóz 😀
Gdyby nie rozne transplanty z Europy to rzeczywiscie konstrukcyjnie bylyby to jakies lata 70. Ja twierdze, ze sa to teraz jakies lata 80- dalej olej wymienia sie co 7-8k mil (jak w duzym fiacie), zawiesznie w postaci pior (nowe taxi w boston MA, jakis tam dziadowski Ford) pozwala na jazde na wprost, podobnie uklad kierowniczy (nawet jak przetransplantuje sie zawieszenie w corvet na normalne) nadaje sie to jazdy na wprost a i to tylko amerykanskimi hajłejami, bo europejskie maja za waskie pasy, hamulce dramat na ogol, wykonczenie wnetrza (tak, tak wiem musi byc odporne na zawartosc opakowani fast food)przypomina raczej wykonczenie autobusu miejskiego w przedziale pasazerskim. Ale z drugiej strony sobie mysle- takie sa umiejetnosci przecietnego kierowcy tam, wiec na wiecej nie zasluguje. Kto ma kase i chce szpanowac wsrod sasiadow, jednak kupuje cos z Europy- szmelcedesa, srałdi, łolvo (z Eurpy??!) no i oczywiscie bejce. Pojezdzilem, poprobowalem, stalem sie zagorzalym przeciwnikiem no i coz… nie tylko ich motoryzacja jest przereklamowana, ale to wykracza poza zakres tego bloga.
akurat ja czytałem w Motorze że współpraca Daimlera i Chryslera nie wyszła dobrze. Niemcy wywalili kadrę amerykańską i zastąpili ją swoją, chcąc wprowadzić swoje standardy, które nijak się miały do potrzeb i upodobań amerykańskiego nabywcy.
Fajne, przeczytałem z zaciekawieniem. Nie zgodzę się tylko z fragmentem, że klient w usa jest wolny od myślenia, co sąsiad parkuje na drajwłeju. Może przy zakupie nie myśli, ale to na pewno jeden z elementów oceny statusu bez wątpienia. Przynajmniej z moich informacji skromnych.
Hahaha, LOL, czy ja tu widzę utyskiwania na fakt, ze nowe samochody są do siebie zbyt podobne? Rzeczywiście, amerykańskie krazowniki z lat 50-90 byly wszystkie tak zaje.biscie oryginalne i niepowtarzalne, ze nie szlo ich pomylić! No i akurat cztery zaprezentowane tutaj nowe fury są naprawdę calkiem przyzwoite
@ _krrl
Moim zdaniem to my europejczycy nie potrafimy rozróżniać tych wszystkich amerykańskich aut, ale jak ktoś mieszka w Stanach i spotyka je codziennie to nie powinien mieć problemu.
W Stanach dochodzi tylko ten problem, że u nich od czasu wielkiego kryzysu mają planowane postarzanie produktu i do niedawna nowy model albo gruntowny FL wychodził praktycznie co roku (szczególnie widoczne w autach z lat 60-tych). Żeby to ogarnąć amerykańce nie nazywają samochodu np. “All New Ford Mustang” tylko “1966 Ford Mustang”, a po roku zmieniają grill, dają nowy wzór felg i jest “1967 Ford Mustang”. Z tego powodu wszystkie modele na rynku były “bezpłciowe” – nie warto było dopracowywać auta do perfekcji, bo za rok i tak trzeba było wprowadzić jakieś zmiany, a jak auto było dopracowane od początku to jedyne co można było zrobić to je skaszanić.
Dopiero ostatni kryzys uświadomił Amerykanów, że samochód to nie iPhone ani jednorazowa maszynka do golenia i nie zmienia się go co chwilę. I teraz pojawiają się te wszystkie nowe auta, znacznie lepszej jakości niż stare “jednorazówki” – w klasie sedanów tylko Dodge nie uzupełnił jeszcze całej gamy (choć już widać poprawę po nowym Darcie i Chargerze), Ford, Chevrolet i Chrysler oferują już auta na poziomie europejskim bądź japońskim.
Widzę, że amerykanie w przypadku Impali wykonali chiński manewr i zerżnęli z innych producentów. Mamy tu trochę z Infinity, trochę z Mercedesa (kierownica), można się doszukiwać więcej, niemniej trzeba przyznać, że zgrabnie im to wyszło. Wiadomo coś na temat sprzedaży tego auta w Europie ?
@Marian
Z nowym Fusionem/Mondeo zrobili to samo. Przód z Aston Martina, linia boczna z Audi A5 Sportback, tył przeniesiony bez zmian ze starego Mondeo, zagłówki przednich foteli z Volvo, deska rozdzielcza też z czegoś zerżnięta (zapomniałem z czego). I wyszło z tego najpiękniejsze auto w klasie.
@ Demon75: skrolój w duł strony, potem poszókaj prostokonta “starsze komentarze”
@Łukasz, jeśli o mnie chodzi to mondeo zalatuje straszną tandetą, już wolę poczciwego accorda
@Łukasz.
Oglądając stare filmy zawsze mnie to dziwiło skąd np. świadek napadu wiedział że przestępcy odjechali buickiem’72 czy chevym’70.Wyobrażałem sobie że każdy z nich to jakiś skurczybyk petrolhead,dopiero po czasie odkryłem że to nie takie trudne dla tubylców bo dany model praktycznie co roku przechodził jakąś modernizację.
W latach 60 było jeszcze całkiem dobrze. Od 1960 wszystkie osobowe wozy ChryCo (oprócz Imperiala) miały nadwozia samonośne. Każdy producent miał w ofercie “małe” modele klasy compact.
Mocniejsze wersje miały fabrycznie montowane hamulce tarczowe, w innych były opcją. Amerykanie w tym czasie to nie była techniczna prehistoria , a pod względem wyposażenia poprawiającego komfort byli o lata świetlne z przodu.
@Lucas
Szkoda tylko, że te wszystkie modyfikacje dotyczą tylko wyglądu zewnętrznego i wnętrza. Jakby amerykańce z takim samym zapałem co wygląd zmieniali bebechy to dzisiejsze full-size sedany miałyby silniki o mocy 1000 KM i latałby 500 km/h. I to wszystko na wodę;-)
A tak mamy nowego Mustanga – świetny wygląd, dobre jakościowo wnętrze, 300-konne 3.7 V6 i… ogranicznik do 114 mph, czyli około 180 km/h. U nas tyle robi Logan 1.5dCi… A jak zdejmiesz ogranicznik w Mustangu to i tak więcej nie poleci, bo przy 135 m[h (niecałe 220 km/h) walnie ci wał napędowy:
http://www.youtube.com/watch?v=LZXBjVIrR08
(Już chyba wstawiałem ten filmik, ale może nie wszyscy widzieli).
Warto wspomnieć mówiąc o czasach powojennych, że samochody amerykańskie cieszyły się taką estymą w ZSRR, że wzorowano na nich wszystkie modele reprezentacyjne począwszy od ZiSa-110, który był praktycznie kopią Packarda. Dochodziło do sytuacji, że kiedy Ził-111wszedł do produkcji w 1958, po chwili amerykańska moda zmieniła się diametralnie i trzeba było go modernizować jako Ził-111G, żeby nie było obciachu
Łukasz, spowodowałeś że szczęka upadła mi na ziemię i zbił się w niej ekranik jak w ajfonie. 305 konne auto wypluwa wał przy szybkości, przy której moje starsze ode mnie BMW ma 20 km/h zapasu?!. Dramat.
I jeszcze to tłumaczenie właściciela, że how often you drive above 115 mph… Równie dobrze można wpakować do Mustanga 52 konnego diesla z beczki i mówić, że przecież jak często robi się sprinty od 0-60 mph, a przy okazji diesel to wiadomo panie, oszczędniejszy.
Dlaczegoś ten Mustang kosztuje ledwie ponad 20 000 dolarów, tyle mniej więcej, co Jetta ze 170-konnym 2,5 i ciutkę lepszym wyposażeniem. Cudów nie ma, coś w tym aucie musi być zrobione z gównolitu. Dobre Amerykany, jak Cadillaki, kosztują porównywalnie z europejską czy japońską konkurencją.
No panowie, ocenianie całej amerykańskiej motoryzacji po jednym filmiku na jutubie gdzie jakiemuś amerykańskiego wypasaczowi bydła wał się urwał? No bez żartów.
Na filmiku brakuje tylko połówki wału wbijającej się w deskę rozdzielczą 😉 Technika, Panie, pierwszorzędna!
@notlauf:
Panie Złomnik, czy Pan by polecił to auto?:
http://otomoto.pl/isuzu-gemini-C28906881.html
Wygląda na doinwestowane :)..
“Jazda próbna mile widziana” – brzmi jak wyzwanie 😀 Myślałem, że moje Audi 100 C2 było zeżarte, bo żaden rozsądny blacharz nie chciał się podejmować remontu, ale ono miało szyberdach tylko do góry, a ten ma w doł…
Może chodzi o to, że podczas jazdy próbnej delikwent wraz z podłogą opuszczają auto i można się procesować o zniszczenie mienia :D.
Super wpis! Marzy mi sie teraz jakiś wpis w stylu top10 samochodów malaise era
@ Erbest
To nie jest odosobniony przypadek. Na YT jest pełno takich filmów. Polecam także przeczytać: http://jalopnik.com/5869650/why-do-2011-ford-mustang-driveshafts-keep-exploding
Oprócz tego w Fordzie F-150 SVT Raptor – aucie stworzonym do szybkiej jazdy po bezdrożach, które ma być zdolne wytrzymać kilkumetrowe skoki od jazdy po dziurawej drodze z umiarkowaną prędkością wygina się rama…
A wracając do Mustanga, to to nie jest wcale takie złe auto. Osobiście wolałbym nowe GT 5.0 od M3. Oba mają V8 o mocy około 420KM, 6-biegowe manualne skrzynie, oba robią 0-100 km/h poniżej 4.5 s i wyciągają 250 km/h. Tylko, że cena BMW startuje od $60.000, a Mustanga od $30.000. Za co w BMW płacimy 2 razy tyle co za Mustanga? Za to, że jeśli je kupimy to ludzie będą nas bardziej nienawidzić? Bo tak jest – jak ktoś jedzie Mustangiem to ludzie się uśmiechają, robią zdjęcia, a jak ktoś jedzie BMW to ludzie go nienawidzą “bo to pewnie złodziej”.
Osobiście moim marzeniem jest 2005-2007 Mustang GT Coupe 4.6 V8 (305 KM) + 5-Biegowy Manual. 0-100 km/h – 5.5 s, V-Max: 240 km/h. Ceny tych aut w Stanach startują teraz od około $10.000. Niewiele, jak za takie osiągi i za legendę…
Złomnik to jedyny adres www za który mógłbym płacić i mieć poczucie, że dostaje dobry produkt, a on jeszcze jest za darmo! Aghrrradrrrr…. musk pęka, oczy na glebie
@Łukasz
A to nie wiedziałem, że to popularna usterka, myślałem, że tylko jednorazowy przypadek. Zwracam honor.
Co do Mustanga – nie jechałem takim. Ale miałem przyjemność (za krótką) autem o podobnej cenie (zaczynają się od 20 tys. dolarów w USA, tip-top za 30-35k$) i byłem autentycznie powalony na glebę.Żadne M5, czy AMG nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak Cadillac CTS-V. Klasyczne odrzucia muscle cara, pod prawą stopą nie sterylna, bezpłciowa moc jak w BMW, ale istne piekło i szatani, auto grzmi, kopie, wierzga, ale przede wszystkim po winklach zasuwa jak TGV. No i przede wszystkim elektroniczny śmietnik reaguje prawidłowo na opcję OFF.
Spodziewałem się jak to ładnie pisze notlauf barki rzecznej z mocnym silnikiem – nie przypuszczałem, że coś z USA może tak genialnie jeździć po zakrętach. A potem mnie właściciel uświadomił każąc mi rzucić okiem na oficjalne czasy z Nordschleife. Jakby mnie było stać, to żadne tam M5, AMG, RS6, czy inne faszystowskie bunkry – tylko i wyłącznie coś z kraju kukurydzy, rednecków i futbolu amerykańskeigo, czyli CTS-V.
Kurde, Niemcy muszą się dużo jeszcze uczyć :-)))
Troche poniosło.Jeśli nie nazywasz się Michał Kij zapoznaj się z jego dorobkiem z Automobilisty.Możesz mu kupić ode mnie cygaro (takie zwykłe nie Audi).
A tam w natemat.pl kolejny geniusz w postaci Kadelskiego bajdurzy coś o płycie Chryslera 300C zaprojektowanej przez Niemców z Mercedesa. A może zamiast sadzić takie banialuki, lepiej niech imć Kadelski dzieciom bajki czyta? Robota podobna a ile więcej pożytku…
Tam nie komentuję, bo trzeba mieć konto na FB, a nie mam.