Sobotnia bajaderka: milion kilometrów Maybachem
Nic się nie działo w tym tygodniu – wszyscy czekają na salon w Genewie, który rozpoczyna się już 5 marca, czy może 6 marca, nie wiem dokładnie. Ja też o tym napiszę, ale na to jeszcze będzie trzeba chwilę poczekać. Tymczasem jednak będzie o czymś całkiem innym: nius trochę zleżały, ale nie dezaktualizuje się. Oto pewien osobnik z Niemiec przejechał milion kilometrów… Maybachem. Wprawdzie Maybach jako taki nie ma żadnego sensu (co dość boleśnie odczuł Mercedes, będąc zmuszonym do zlikwidowania tej marki na skutek zbyt małego popytu), ale sam fakt przejechania czymkolwiek miliona kilometrów zasługuje na uwagę. Szczególnie w przypadku Maybacha, który przecież naładowany jest elektroniką jak kontenerowiec płynący z Chin.
Tłumaczenie artykułu z przygotował Kuba Mielniczak:
Pan Josef Weikinger jest właścicielem firmy Interfloat, która jest europejskim pionierem w produkcji baterii słonecznych. To bogaty człowiek, który z łatwością mógłby latać po Europie swoim prywatnym samolotem. Miał nawet licencję pilota, niestety stracił ją z powodów zdrowotnych. Latanie samolotami rejsowymi go nie interesuje:
– Gdyby moi kontrahenci mieszkali tylko i wyłącznie w stolicach europejskich państw, czy w większych miastach – korzystałbym z samolotu. A tak, często muszę odwiedzać małe miejscowości i wsie. Do tego często wożę ze sobą duże i ciężkie bagaże i wzory moich produktów. W tej sytuacji wygodniej i szybciej jest mi jeździć autem – mówi. Dlatego też w kwietniu 2004 roku pan Josef odebrał zamówionego wcześniej Maybacha 62. Fabrycznie nowe auto kosztowało ponad 450000 euro, ale w zamian nabywca otrzymał naprawdę dużo. Ważące 2,8 tony nadwozie o długości 6,17 m kryło 5,5 litrowe, podwójnie doładowane V12 o mocy 550 KM. Do tego długie podróże umilały rozkładane fotele z masażem, lodówka i szklany panoramiczny dach.
Od pierwszych dni po wyjeździe z salonu Maybach pokonywał długie trasy po Europie. Od południowej Portugalii po tereny leżące daleko za kołem podbiegunowym. Dziennie pokonywał od 1500 nawet po 2500 km. Wbrew temu, co można przypuszczać, pan Josef bardzo lubi prowadzić samemu:
– Wspaniale jest siedzieć z tyłu – tam w nieprawdopodobnym komforcie mogę pracować w czasie podróży. Ale większą przyjemność sprawia mi prowadzenie tego auta w towarzystwie dobrej muzyki lub audiobooka – podsumowuje pan Josef.
Trzeba przyznać, że Maybach dzielnie zniósł duży przebieg. Silnik wymieniono po 600000 km.
– Wiedział, gdzie się zepsuć – zrobił to dosłownie koło domu, więc wróciłem do niego piechotą – pan Josef docenia swoje auto. Niedługo potem wymiany wymagała skrzynia biegów i przednie amortyzatory. 12 września 2009 roku pan Josef wsiadł do swojego Maybacha w Bielsku-Białej i udał się w kierunku Austrii. Zamykając ciężkie drzwi auta w Polsce wiedział, że właśnie tego dnia jego auto pokona milionowy kilometr. Odpowiednio się do tego przygotował – kamera i aparat fotograficzny uwieczniły moment zmiany 999999 na 000000 przy ciągle nabijającym kilometry liczniku przebiegu dziennego. Zakładając średnią prędkość 80 km/h, przejechanie tego dystansu zajęło 521 dni, czyli 74 tygodni, czyli półtora roku. W tym czasie przez silnik przelało się 167 tysięcy litrów paliwa.
Godnym podkreślenia jest fakt, że wnętrze auta nie nosi praktycznie żadnych śladów zużycia. Najwyższej jakości materiały i wykonanie nie okazały się w tym przypadku jedynie marketingowym bełkotem. Mimo tego, właściciel nie jest do końca zadowolony:
– Mam żal do Mercedesa za to, że uśmiercił markę Maybach. Przez to nie mogę kupić nowego modelu, a jest to auto absolutnie bezkonkurencyjne – skarży się pan Josef. Od 2013 roku jeździ BMW F02 760Li, ale zawsze z łezką w oku będzie wspominał swojego Milionowego Maybacha.
Trochę trudno jest jednoznacznie skomentować taki wynik. Z jednej strony, łał, milion kilometrów, to jest coś. Mało który samochód tyle przejeżdża. Czasem jestem na złomie i patrzę na stany liczników zalegających tam samochodów (z roku na rok jest to trudniejsze, ponieważ przybywa pojazdów z elektronicznymi licznikami), i one rzadko przekraczają 260-280 tys. km. Z tego wynika, że totalnie nie opłaca się projektować samochodów na więcej. Mój rodzinny “plastik” za parę dni dojdzie do 250 tys. km i zastanawiam się, co dalej – wybuchnie, czy co. W przypadku Maybacha powinniśmy mieć do czynienia z produktem o najwyższej trwałości: nie ma żadnego znaczenia, ile realnie przejeżdża dany nabywca – trwałość powinna wynikać z ceny tego produktu, która jest astronomiczna, więc taka sama musi być też jego wytrzymałość. Czy 600 tys. km dla silnika i skrzyni to dużo? W Oplu Corsie na pewno tak, w Maybachu to powinno być takie rozsądne minimum. Oczywiście można tu od razu zacząć spekulacje, że Maybach nie przetrwał, bo robił zbyt trwałe samochody, które nie chciały się psuć – ale to pewnie totalna bzdura.
Ale właściwie to chciałem o czymś innym, w odniesieniu do dyskusji o premium. Kontynuowałem ją z prywatnego konta na fejsie w dyskusji z panem Marcinem K., który twierdził, że wszystko może być premium. I upierał się, że miał kiedyś czajnik elektryczny premium: był bardzo ładnie wykonany, niezawodny i drogi. Ergo: był to produkt premium. No więc może ja mam wysokie standardy albo się na czymś nie znam, ale moim zdaniem KAŻDA rzecz sprzedawana konsumentom powinna być ładnie wykonana i niezawodna. A że będzie droga? Selawi. Wtedy będę jeszcze bardziej jej pożądał, bardziej o nią dbał i odczuwał większą satysfakcję z jej nabycia. Produkcja chłamu typu Clatronic i MPM Product powinna być zakazana. Dobra, to bzdura, bo żeby jej zakazać, trzeba byłoby powołać nieprzekupną komisję ds. jakości produktów konsumenckich, ja byłbym oczywiście jej przewodniczącym. Niczego więc nie zakazujmy, ale pamiętajmy o tym, że wszelkie premium – nie wyłączając Maybacha i wzmiankowanego czajnika – to jest BYŁA jakość normalna, naturalna i oczekiwana. Nigdy nie było tak, że nagle producenci wymyślili, że od tej pory zrobią linię produktów jeszcze lepszej jakości i nazwą ją premium. Wręcz przeciwnie: zaczęli tłuc chłam i nazywać go “produktami standardowymi”, a to, co wytwarzano do tej pory jako normalne, stało się “premium”. Przecież samochody w latach 20. czy 30. były z definicji produktem luksusowym. Średnio zarabiający mogli pozwolić sobie co najwyżej na cyclecary. A więc pełnowymiarowe samochody osobowe wykonywano najlepiej jak umiano. Nie wspominając o innych przedmiotach codziennego użytku, które w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze też kosztowały majątek, ale za to służyły wieczność. Na blogu dotyczącym NRD przeczytałem kiedyś o dyskusji, jaka miała miejsce między inżynierem z NRD, a tym z RFN. Ten drugi mówił: nie możemy pozwolić sobie na lodówki, które wytrzymają 25 lat, bo wtedy nikt nie będzie kupował nowych. A ten z NRD na to: a my nie możemy pozwolić sobie na lodówki, które wytrzymają MNIEJ niż 25 lat, bo ludzi nie stać na nieustającą zmianę sprzętu i po prostu zostaną bez lodówek.
Podaje się często argument, że cała ta sytuacja, w której produkty konsumpcyjne robi się tak, żeby wymagały bardzo częstej wymiany, jest dobra, bo “nakręca gospodarkę”. Nie wiem tylko dlaczego miałoby to być dobre dla mnie. Nakręcanie gospodarki oznacza wyłącznie, że więcej pieniędzy płynie do korporacji i jej prezesów, a mniej zostaje w kieszeniach ludzi. Im bardziej się kręci gospodarka, tym większa jest nierówność płacowa i tym więcej dóbr światowych pozostaje w ręku 1 procenta uprzywilejowanych. Bardzo fajnie pokazuje to TEN WYKRES. Widać na nim wyraźnie, że ilość bogactwa pozostającego w rękach 1% najbogatszych Amerykanów drastycznie spadła przy okazji obydwu kryzysów naftowych. Biedni dostali w dupę, ale bogaci też, i to jak. Kryzys finansowy lat 2008-2009 już nie zostawił takiego śladu, choć i tak jest trochę widoczny.
Zatem pamiętajcie: kręcenie się gospodarki to jest taka karuzela, na której siedzą bogaci i się kręcą, i jest im fajnie. Ale jak się przyjrzeć z szerszej perspektywy, to się okazuje, że to nie karuzela, tylko kierat, który napędza 99% zwykłych obywateli. Kupując nowe, piękne, błyszczące produkty, takie jak np. Citroen C5 w limitowanej edycji Surrender albo Opel Insignia Country&Western z zaprogramowaną przydatnością na 240 tys. km, nabija się kabzę jednemu procentowi najbogatszych, dzięki czemu jakiś potomek niemieckich najeźdźców może rozjeżdżać polską ziemię swoim Maybachem, kotłując 167 tys. litrów paliwa na dystansie miliona kilometrów.
No więc ja, jeszcze gwoli wyjaśnienia, nie jestem ani lewakiem (tfu!), ani narodowcem. Ja po prostu nienawidzę wszystkich!
PRZEGRALIŚMY WOJNĘ WARTO BYŁO
600 tysięcy to potrafiła zrobić na taksówce (czyli głównie po mieście) porządnie traktowana dolnozaworówka w Warszawie, więc wynik Maybacha nie powala. Nie uwierzę, że dziś nie da się zrobić silnika trwalszego niż w Warszawie. Gdzie ten postęp materiałowy i technologiczny? Wszystko przetopili na dodatkowe konie mechaniczne i na trwałość już nic nie zostało?
Dzisiejsza bajaderka jest Premium. Długo się nie zużyje.
Zastanawia mnie ilość miejsca “na nogi” z tyłu w Maybachu. Po co aż tyle? Czy tam jest klęcznik? jeśli tak, to w którą stronę skierowany?
Notlauf, dwie sprawy.
Gdzie twój komentarz do silnika bez wałków i rozrządu mechanicznego? Było na jalopniku.
Jak tak lubisz o polityce dyskutować i ekonomii, to gdzie o tym piszesz?
Fuji wypuściło nowy aparat x-t1. I w komunikacie prasowym też jest premium. Ciekawe czy to nazewnictwo jest nowomową z PL czy światową.
Nie jest napisane w jakich warunkach silnik odmówił współpracy. Czy było to zatarcie, obrócenie panewki, czy może po prostu gościowi zapaliła się kontrolka “ACHTUNG! SERVICE!” W serwisie stwierdzili, że kompresja na 7 cylindrze spadła o 3 procent, zużycie oleju wzrosło o 0,5 procent więc zaproponowali wymianę jednostki napędowej.
Niestety nie – kiedyś wcale wszystko nie było lepszej jakości – przecież AR Giulia jakieś Fordy Sierra czy Cortina wcale nie jeżdżą do dziś i szczerze wątpię by ‘średnio’ pokonywały milion kilometrów z palcem w kolektorze.
Trzydzieści lat temu produkty były skręcane przez ludzi. Świat się “trochę” zmienił – wiele rzeczy składane jest przez roboty, albo po prostu zlewane w jedną masę plastikową przy produkcji, bo taniej. Naprawa takich rzeczy jest utrudniona, a czasem po prostu niemożliwa (nieopłacalna).
Nie mówiąc o tym, że czytanie instrukcji serwisowych jest wśród naszych magików umiejętnością zamierającą – inaczej usługa ‘kasowania błędów komputera’ nie byłaby tak popularna. Błędy się naprawia, a nie kasuje. Potem jest żal, że “się zepsuło”.
Co do zakazu produkcji niższej jakości – to wspaniały pomysł. Jestem za tym, tylko pamiętajmy, że pralka kosztowałaby 6000 zł a samochód ćwierć miliona. Wszyscy bylibyśmy oszołomieni jakością. Szkoda tylko, że z daleka, piorąc w rzece i jeżdżąc rowerami.
voychoo pisze:
1 marca 2014 o 08:06
Normalnie jakbym słuchał UPR-owca
Zdroworozsądkowość i świadomość sytuacji. Czeba szukać i czytać, żeby wiedzieć.
Pozdro!
600k resursu silnika w samochodzie za 450k ojro, eksploatowanym głównie w trasach i z pewnością rygorystycznie serwisowanym – no nie wiem, czy to takie wielkie halo. Przypominam tu opisywaną niegdyś na Złomniku historię innego Niemca, który swoim E39 (czyli samochodem kilkunastokrotnie tańszym) zrobił milion na jednym silniku (skrzynia chyba była wymieniana po ok. 800k). I jeździłby dalej, gdyby nie zdefasonował swojej Bejcy gdzieś w Hiszpanii. Natomiast jakość materiałów we wnętrzu, nie noszących śladu zużycia po takim przebiegu, to już rzeczywiście szacun – z tym, że za to się w takim samochodzie płaci i tego należy oczekiwać.
@sosek – “(…) pamiętajmy, że pralka kosztowałaby 6000 zł a samochód ćwierć miliona. Wszyscy bylibyśmy oszołomieni jakością. Szkoda tylko, że z daleka, piorąc w rzece i jeżdżąc rowerami”. Trafne spostrzeżenie, niestety. Inna rzecz, że przy obecnym stanie technologii materiałowej (i nie tylko) jestem przekonany, że można by było oferować produkty przyzwoitej (nie mistrzowskiej, po prostu przyzwoitej) jakości, które w razie awarii da się naprawić rozsądnym kosztem i użytkować dalej. Tak zresztą się robiło kiedyś. Acz nie zgodzę się z Notlaufem, że przed wojną – wtedy (i we wczesnych latach powojennych) technologia nie pozwalała na taką precyzję wykonania, jak dziś, i samochody psuły się znacznie częściej, niższy był też resurs. Inna rzecz, że większość napraw można było wykonać samodzielnie. Gdyby tak połączyć tę drugą cechę z dzisiejszymi możliwościami w kwestii precyzji i jakości, otrzymalibyśmy produkt idealny.
Sosek- jeżdżą do dziś- sam śmigam trzema sztukami. Istotą niezawodnosci jest opłacalna i prosta naprawialność a nie długowieczność sama w sobie.
jak na samochód za taki hajs to ten silnik powinien wytrzymać nieco więcej, albo mieć chociażby dla nabywcy dożywotnią gwarancje… powaga panowie, wejdźcie na ebay.de i zobaczcie zywkłego… pasata b5 1.9tdi mają przbiegi ponad 600tyś i ŻYJO
To nasza wina. Naszego konsumpcjonizmu. Przed wojna był samochód trwały i w przeliczeniu na sile nabywcza kosztował tyle co mejbach herr Józia. Maj dziadek miał przed wojna rower i cieszył się ze swojej mobilności. Dziś każdy chce miec trzy samochody, motor, skuter, trzy rowery, motorówkę, kajak, piec komputerów, tablety, smartfony, zajebiste TV, dom z ogródkiem, albo lofta, milion ciuchow, dwa ekspresy do kawy, robota kuchennego, dwie lodówki, meble zmieniane co dwa lata no i wakacje w ciepłych krajach.
Herr Józia może na to stać, ale większość śmiertelników może to dostać, ale w gownianej jakości. Może tez wybrać sobie z listy jedna rzecz, ale dobra. Tylko jedna! Kto chętny? A komu zona na to pozwoli? Dlatego wybieramy gowniane produkty, za gowniane pieniądze, które dają nam poczucie dobrobytu i spełnienia. No i prestiżu.
600tys km – to chyba taki przeciętny dzisiejszy przebieg przy którym powoli pada silnik benzynowy. Widziałem jakiś czas temu W220 S320 (benzyna) z przebiegiem chyba 670kkm wystawioną jako słynne “motorschaden”
A wy jakie macie doświadczenia z trwałością tych nowszych (powiedzmy 95 w górę) silników, przy czym głównie chodzi mi o benzynowe?
@Jawsim:
Ależ ja przecież o tym mówię – da się naprawić szybko i łatwo (o ile są części). Notlauf pisze o niezawodności, nie łatwości naprawy.
Milion kilometrów zrobionych w trasie przy przebiegach dzienntych powyżej tysiąca kilometrów to absolutnie nic imponujacego. To taksiarskie mercedesy beczki robiły po milionie i to szarpiąc się po mieście na tarasach po pare kilometrów. Milion kilometrów zrobionych na dlugich trasach to rezultat przeciętnej ciężarówki. Poza tym wspomniany Citroen C5 na trasach zrobi przynajmniej 400 k km a kosztuje 25 k euro. To ile na trasie powinien zrobić samochód dwudziestokrotnie droższy????
W v12tce btb istnial nagminny problem z ukladem zaplonowym ktory byl diabelnie skomplikowany jak na wspolczesne auto. Niezaadresowany najczesciej doprowadzal do wypalenia ktoregos zaworu lub innych materialnych juz szkod w cylindrze. To podejrzewam.
@Zyga: bo można rozłożyć fotel do pozycji półleżącej, oto poszlaka: http://www101.patrz.pl/u/f/09/70/28/97028.jpg
Sosek – nie jeżdżą, bo w 99% wygrała z nimi rdza. Nie wiem czy akurat Cortina jest dobrym przykładem, bo silniki OHC montowane w nich (poniekąd te same co w Polonezie z silnikiem Forda, jak i w Sierrach) są wyjątkowo proste i długowieczne.
…premium jest wszędzie, nawet puszce od piwa za niecałe 2pln z Lidla. To słowo teraz nic nie znaczy.
dorobić, pod warunkiem, że panuje socjalizm i dyktat urzędniczy, który za odpowiedni “odpał” stanie na straży prawa i porządku i dowali podateczkiem każdego kto nie chce być ECO
Odnośnie tematu jakości produktów, zauważcie że standardy jakościowe bardzo się obniżyły. Dawniej ta niska półka cenowa gwarantowała jednak – patrząc z dzisiejszego punktu widzenia – całkiem przyzwoitą jakość. Natomiast kupując powiedzmy RTV pod szyldem Panasonic, Grundig itd. można było być niemal pewnym, że będzie to służyć bezawaryjnie dożywotnio. Dziś widać, że ceny poszybowały w dół, a wraz z nimi – jakość. Kupując coś markowego, nie masz żadnej pewności że posłuży to dłuższy czas.. Coś co dawniej było jakościowym standardem, dziś jest wysoką półką premium, a i też nie zawsze. Można ten przykład świetnie odnieść do branży motoryzacyjnej. Z tą różnicą, że samochody wcale nie są tańsze jeśli porównać z tymi dawnymi, natomiast jakość… chyba każdy wie.
nie rozumiem za bardzo idei okna dachowego w kratkę ozdobioną czymś co ma udawać drewno; co to jakać pieprzona pergola ma być?
Hmmm w samochodzie ciezarowym też za 400.000 ale pln silnik wytrzymuje spokojnie 1.5 mln km. Więc nie wiem dlaczego tu przy 600 tyś km silnik nadawał sie do wymiany. Przecież z opisu wynika że gość jeździli glownie w trasach.
Jak ktoś słusznie zauważył: nie zostało napisane z jakiego powodu został wymieniony ów silnik. I nie zostało napisane, że auto zrobił 1 mln i jest kaputt. Po prostu Helmut przesiadł się do innego. Kto wie, może w rękach kolejnego “turka” zrobi kolejny milion bez usterek.
Ps. Nie jestem fanem merca ( a maybacha’a tym bardziej, bo nie wiem co to jest;-)
W moim plastiku pokazało się wczoraj “254.000” i, no właśnie, i nic.
Nie kupuję zachwytów nad trwałością materiałów wnętrza. Człowiek jeździł tym samochodem PÓŁTORA ROKU. nigdzie nie jest napisane (chyba) że woził małe dzieci/wnuki. to co się miało zniszczyć lub zużyc? skóra czy drewno w środku to nie opony, dla których jest różnica 100 kkm czy milion.
Dziwię się trochę zacnemu blogerowi o nie podanie źródeł choćby zdjęć (auto-motor-und-sport)
Akurat MPM ma jedne z lepszych produktów pod względem stosunku jakość/cena. Sam kupiłem do mieszkania czajnik, płytę indukcyjną i piekarnik tej marki i jestem bardzo zadowolony, zwłaszcza że nie kosztowały majątku. A kupiłem takie nie dlatego, że mnie nie stać, tylko dlatego, że domyślnie kupuję produkt z Polski, dopiero gdy nie ma wyjścia to zagraniczny.
Czyżby z mojego komentarza opublikowało sie tylko pierwsze zdanie, i to jeszcze nie całe??? A tak się namęczyłem na tym głupim telefonie
wielki prezes, a gania po Europie jak byle jaki przedstawiciel handlowy…a Maybach chyba wielkiego wrażenia na nim nie zrobił, skoro kupił beemkę.
Maybach przetrwałby na samym rynku rosyjskim. Tylu nowobogackich dla których liczy się tylko cena produktu (im wyższa tym lepsza ofkors). A co do pewnej ważnej cechy samochodu jaką jest jego wygląd to Maybachy były zwyczajnie okropne. Próbowałem przekonać siebie, że się nie znam albo zazdrość mnie zjada bo mnie niestać. A gdzie tam; brzydki jest i ch… Szwabski kutas na resorach; od środka jak sauna z zewnątrz jak stary kredens.
Nie mam nic przeciwko silnikom o trwałości 300 tys. km pod warunkiem, że taki silnik dotrwa do tego przebiegu bez żadnej awarii, a producent zaoferuje w rozsądnej cenie nowy pasujący plug&play. Samochód po 300 tys. powinien dawać dwie możliwości: rozbiórka i złomowanie albo remont w cenie połowy ceny nowego, po którym mamy stary który wytrzyma bezawaryjnie kolejne 300 tys.
Oczywiście taki “refurb” po 300 tys. km powinien się wiązać z nową gwarancją.
Wiekszosc starych aut pokonala korozja, a nie taka czy inna śmierć techniczna. Bo gruntowne naprawy blacharskie sa nie tyle niemożliwe, co nieoplacalne w ogole. Takie reperaturki czy progi od biedy jeszcze mozna zmienic (prosto, szybko i stosunkowo tanio), ale spawanie innych rzeczy to juz meka. Trzeba rozbebeszac auto, wykrecac, nie ma blach, wiec trzeba szukac po szrotach albo dorabiac (no chyba ze a sie Escorta, chinczycy od klokkerholma przewidzieli, ze w nim moze skorodowac wszystko). Nikt nie będzie się bawil w kosztowne naprawy wielokrotnie kosztowniejsze niż wartość samego auta, nawet w dobrym stanie. To wlasnie dlatego ja ponczyki z przelomu lat 80 i 90 już wyginęły, a takie golfy czy Audi 80 jeszcze się taczaja. Cociaz na Allego coraz czesciej wypływają rodzynki w rodzaju starych Carin, Camry CV20 czy tym podobnych. Jeśli ktos odpowiednio zakonserowowal i zadbam o blachy to ma teraz niezawodne autko w super stanie
Skoro pan Josef praktycznie cały dzień spędzał w aucie, to kiedy i w jaki sposób pracował, jak już gdzieś tam dojechał?
Wszystkim którzy twierdzą, że ludzi nie stać ma trwałe i drogie produkty przypominam, że istnieje coś takiego jak rynek używanych. Trwały produkt dostaje drugie życie u mniej zamożnego klienta, kiepski ląduje w śmieciach. Komu się to opłaca nie trzeba przypominać.
MPM taki polski jak zupka chinska produkowana pod Radomiem chińska
“Przecież samochody w latach 20. czy 30. były z definicji produktem luksusowym. Średnio zarabiający mogli pozwolić sobie co najwyżej na cyclecary.”
Chyba, że mieszkało się w USA i korzystało z uroków dzikiego kapitalizmu. Tam w 1927 było 22mln samochodów na 120mln mieszkańców. Czyli prawie samochód na rodzinę. W drugiej pod względem liczby samochodów Wielkiej Brytanii było ich wtedy 1mln, w Niemczech 0,3mln, w Polsce 0,017mln, w Chinach 0,015mln.
Przebieg jakoś specjalnie nie imponuje zważywszy, że nie było to auto bezawaryjne. Wymiana skrzyni biegów i silnika to dosyć istotna sprawa. W starych Merolach takie przebiegi robiło się na jednym silniku i jednej skrzyni biegów. Może ze względu na skomplikowanie konstrukcji to jakiś wynik ale nie zapominajmy ile ten samochód kosztował.
@RMF
600.000 km Warszawą? Chyba po 6 remontach silnika. Wtedy może tak.
Na tej samej zasadzie Maluchem można by zrobić 600.000 km:)
“Zatem pamiętajcie: kręcenie się gospodarki to jest taka karuzela, na której siedzą bogaci i się kręcą, i jest im fajnie. Ale jak się przyjrzeć z szerszej perspektywy, to się okazuje, że to nie karuzela, tylko kierat, który napędza 99% zwykłych obywateli.”
UPR? chyba PPR. Dzisiejszy kapitalizm to “crony capitalism” kapitalizm kolesi, który ma mało wspólnego z wolnym rynkiem. Same zakazy, ograniczenia, sanepidy, testy zderzeniowe, emisja spalin. Powoduje to dużą barierę wejścia na rynek. Mały podmiot nie może konkurować z korporacją. Tłamsi się przedsiębiorczość. Urząd, etat lub bezrobocie.
Samo-zadowalanie się 1 000 000 km autem, które było eksploatowane bardzo rygorystycznie i na długich trasach to jedna strona medalu 😉
Drugim są auta też rygorystycznie eksploatowane, ale z założenia nie przewidziane do dużych przebiegów – np. Dacie Logan – jako taksówki (benzyna + LPG) osiągają 500 000km. Rekordowe były Peugeoty 406 warszawskiego MPT, których znaczna część osiągnęła przebiegi 800 000 a rekordowy OIDP ponad 1 000 000 – oczywiście całe “życie” jako taryfa…
Wiara obywateli Banana Republic of Poland w święte cyferki przebiegu ->169 000 – 198 000 kilometrów a potem trup na szrot jest zatrważająca.
Niektorych twardoglowych nie sposob zadowolic… Auto nie wytrzyma 600k: zle. Auto wytrzyma 600k: zle. Tanie: zle. Drogie: zle. To a propos komentarzy, nie artykulu. Artykul jak zwykle swietny, uwielbiam te dygresje w rozne ciekawe strony 😉
600k to malo, bo Warszawa tyle wytrzymywala? Baju baju, ze bez remontu. To chyba tylko w taksowkarskich opowiesiach z bajki. 600k to malo, bo ciezarowki tyle przejezdzaja bez remontu? WoW Gjeniu(szu), a teraz pomysl jak wyglada silnik ciezarowki, jakie spala paliwo, jaki jest jego zakres obrotow uzytecznych podczas pracy, ILE WAŻY, jakie ma gabaryty i jakie ma przeznaczenie. Sorry, ale jak na podwojnie doladowane 550 koni, ktore pewnie nie raz smigalo z predkoscia przelotowa 250km/h 600k to niezly wynik. Zwlaszcza, ze nie wiemy, czy wymienili go, bo do cylindra wpadla mucha w kasku (element turbosprezarki), czy zrobila sie dziura w bloku, albo wymienili go razem z halasujacym rozrzadem.
99,999999% diesli które przyjechały do nas za Odry ma obecnie 500 000 km +. Wszyscy kupują te auta z przebiegiem 189000 nie zależnie czy auto przyjechało wczoraj czy 10 lat temu przez granicę. Przebiegi w Polsce są stałe nie zależnie od ilości właścicieli i posiadanych lat. Dlatego na złomach widzimy auta z przebiegiem 270-280 000km, a ile mają w rzeczywistości ch.. wie, zawsze w Polsce kręcono ono liczniki.
1 000 000 Maybachem, skoda zrobiła tyle Fabią 😉 i co? Problemem naszych pełnoletnich aut nie ejst problem mechaniki czy wykończenia, ale wszech obecnej rudej. W polonezach most był przewidziany na 100 000km gdy większość cywilizowanych producentów nie wspominała o tym, zakładając ją równą z żywotnością auta. Kochamy złom i tak jest prawda ma być dużo i tanio…
Maubach mi się zawsze podobał. Bardziej od Rolls Royce’a, bo wydaje mi się taki bardziej dyskretny. Ot bardzo duży sedan i tyle. A nie: PACZCIE PLEBSIE JAKIE MAM CHROMY I FIGURKIE NA GRILLU. Dobra, wiem, figurke można schować ale nadal ten RR wydaje mi się potwornie ostentacyjny. Starsze modele były moim zdaniem bardziej eleganckie. Ale ja sobie mogę niestety tylko podpisać przed kompem o takich autach.
Ogólnie się zgadzam, ale:
Autor zrobił myk w stylu Don Korvino i (niechcący?) pominął w swojej argumentacji taki “szczegół” jak pracownicy fabryk. Miliony miejsc pracy w Europie zależą od tego czy kupimy produkowany przez nich szajs raz na 25 czy na 5 lat.
600 tysiaków w aucie takiej klasy to bardzo słaby wynik. Tozto beczki czy balerony z tej stajni dojeżdzały czasem 2 milionów…
Mój rekordowy przebieg to ponad 800 tys km jednym benzynowym, turbodoładowanym silnikiem (głównie trasy po Europie). A tajemnica taksówkarskich przelotów to dogrzany silnik i eksploatacja na optymalnych obrotach.
Ja jestem akurat pozytywnie zaskoczony wynikiem maybacha, z dwóch powodów: pierwszy to taki, że skoro bazuje na współczesnych mercedesach to nie wróżyłbym mu wysokiej trwałości silnika, drugi nie znam bardziej nudnego samochodu na pokonanie 1 mln km 😀
E tam z tą tapicerką to szału nie widzę. Pojeździłby po mieście zimą, powoził szajkę dzieciaków, udostępnił gablotę żonie z szesnastoma pierścionkami z brylantem, przewiózł kumpli po imprezie to by zobaczył co to znaczy dobra tapicerka.
Ja znam takiego maybacha z przebiegiem 300k km i oprócz tego ze kopci na niebiesko to skóra z przodu wytarta i generalnie wnętrze wyglada jak by przebiegło po nim stado słoni.
Wnętrze tego czegoś jest tak ociekające splendorem jak nowy ruski w monaco , brakuje tylko złotych łańcuchów.
Wyjątkowy design dla ruskiego araba z chin.
Ciekawe czemy Jozef nie kupił nowej S klasy tylko BMW.???
Pewnie w strachu ze jak mu maybach zrobił tylko 600000 km to słusznie pomyślał że S klasse to max 300000 km i na dodatku zgnije dużo wcześniej.
Co za przebiegły krzyżak!
To tak naprawdę Maybach z 600 tys. km przebiegu a nie z milionem. Bo na tej zasadzie to KAŻDE auto może przejechać milion i więcej. Wystarczy wymienić silnik, skrzynię, zawieszenie, układ wydechowy, blachy, wspawać inną ćwiartkę auta itd. itp.
Notlauf w usilnych staraniach udowodnienia swojej tezy zapomina, że na kręcącej się karuzeli chcąc nie chcąc zyskują nie tylko prezesy ale też masa innych, zwykłych ludzi. Może to trochę idealistyczne ale rzeczywiście tak jest, że większa produkcja = więcej miejsc pracy = więcej ludzi ma kasę. Nawet goowniane produkty często wymagają serwisu, więc nawet w tym aspekcie też tworzą miejsca pracy. Więc uprasza się o naprawdę szerszą perspektywę…
@mr.z
Racja z rdzą i z tymi przebiegami aut na szrotach. Może mają jeszcze jedynkę z przodu?
Gnije z komentarzy porównujących doładowane V12 ponad 500KM do W123 które w wersji 240D miało 70KM(sroga moc) albo do pojazdów w stylu Scania 124l które mają 400KM ale z 12litrów pojemności i skrzynie do jazdy 90km/h.
Wynik świetny. A co do trwałości sprzętów to dziś także można kupić sobie używaną pralkę firmy(już nie pamiętam nazwy) która jest popularna w pralniach, hotelach. Niestety używana kosztuje więcej niż nówka zwykłej firmy.
@jk: “Notlauf, dwie sprawy.
Gdzie twój komentarz do silnika bez wałków i rozrządu mechanicznego? Było na jalopniku.
Jak tak lubisz o polityce dyskutować i ekonomii, to gdzie o tym piszesz?”
a można prosić link do artykułu ?
W latach międzywojennych samochody wcale nie były drogie. A dlaczego było ich mało? Już wyjaśniam.
1) W Ameryce było ich niewiele mniej niż dzisiaj w Polsce – niemal każda rodzina auto miała, a Ford miał nawet reklamę zachęcającą ojców do kupowania samochodów synom na prezent ślubny, Ford A w 1929r. kosztował od 500 do 1200$, przy czym przeciętna płaca pracownika fizycznego wynosiła nieco ponad 1000 rocznie, zaś umysłowego – spokojnie ponad 2000.
2) W Europie faktycznie aut było mniej, ale to nie z powodu ich ceny, tylko A) horrendalnych podatków od zakupu i posiadania samochodu oraz od benzyny, B) z powodu sytuacji gospodarczej – przez niemal cały okres międzywojenny w Europie panowała bieda, bądź z powodu ruiny po I wojnie, bądź hiperinflacji, bądź wielkiego Kryzysu (który oznaczał nie 10 czy 15% bezrobocia, tylko 50). C) z powodu braku kulturowego wzorca posiadania samochodu. Tak naprawdę jakieś 80% z nas i dzisiaj obeszła by się bez auta, tylko tyle, że po prostu nie wypada go nie mieć. Wiem, że nie mówię teraz jak automaniak, którym jestem, ale ja jestem automaniakiem świadomym – tzn. przyznaję się przed innymi i samym sobą do tego, że samochód mam, bo lubię, a nie że niby muszę.
Jeśli zaś chodzi o jakość dawnych aut, to owszem, była lepsza niż dziś, ale jedynie przy założeniu, że “dawne” pojazdy to te z lat 80-tych i 90-tych XX wieku. Wcześniejsze, które mogły przejechać po kilkaset tys. km i więcej, był wyjątkami, a nie regułą, a co więcej, rdza zżerała je w niewyobrażalnym dla nas tempie. Dziś mówimy że W210 to skandal, bo zaczynał gnić po 10 latach. W latach 70-tych były auta, które pierwszego przeglądu okresowego (po 3 latach) nie przechodziły z powodu dziur w podłużnicach i na słupkach, zaś to, że 10-latek łamał się na pół, to była zupełna norma. Auta aktualnej generacji spawane, szpachlowane, łatane matami z włókna szklanego lub pomalowane minią nie były niczym szczególnym.
Jest w psychologii takie zjawisko, że ludzie wspominają rzeczy, których wcale nie przeżyli, a jedynie swoje wyobrażenia o nich. Sam jestem wielkim fanem motoryzacji i jej historii, ale staram się nie idealizować ani nie potępiać żadnej epoki, firmy, itp., bo problemy zawsze były, są i będą – jedynie zmienia się ich charakter.
P.S. Dodam jeszcze, że ten Ford A z 1929r. za 500 dolców – czyli kwartalną pensję kogoś wykształconego, lub półroczną robotnika – był nowy z salonu, w dodatku miał 3,6-litrowe V8. Używki były tak jak dziś, dostępne za śmieszne grosze. Modele T – bardzo trwałe – miały zaś wartość złomu.
hmm nie wiem czy to wyczyn, ale moje A4 1.8 125KM z 25.12.96r. ma 360k, nadal rośnie, a wymiany są eksploatacyjne. Oczywiście nie raz się naprawiało, ale nie zawiodło w trasie. Raz na naprawę poszło 6k, ale wówczas jeszcze moja mama jechała prawie bez paliwa i coś się zersało, na szczęscie 400 m od domu. Mechanik nadal nie ma się do czego przyczepić oprócz zawieszenia… i tłumik trzeba wymienić. Poza tym robi czasem trasy po 1000 km i zawsze wraca. A klimy od zakupu w 2005 ani moi rodzice, ani ja nie naprawialiśmy itp, może była nabijana.. ze 4 lata temu bo nie przeze mnie.
Maybach jest oscentacyjnie mdły i przerośniety jak HUMVEE, czy jak to tam się zwie. Nie rozumiem jednak zupełnie zachwytu, skoro silnik dotrwał tylko 0,6mln!? No może biorąc pod uwagę kilometry kabli i wspomagaczy elektronicznych w tej karocy to można się dziwić, że to działa 10 lat. Jednak taki Majbach z definicji powinien być możliwie najbardziej najtrwalszym z trwałych, a nie okazał się!
@Adin: Tanie produkty w znakomitej większości nie są wytwarzane w EU, więc ten argument o fabrykach słaby. Za to MpM i CLA ma poważnego konkurenta w postaci BEKO, które w Turcji wyposażyło najnowocześniejsze fabryki sprzętu i daje radę. Projektują w EU, a produkują blisko EU. Nie trzeba statków do płynięcia z dalekieego wschoodu.
@Mr.Z: Z tym 99.9% przesadziłeś. To dotyczy średnich i większych samochodów. Miejska drobnica czy siakieś terenówki nie miewają aż takich przebiegów, bo nie są kupowane dla przebiegów. Mój jeden diesel 2.5 tdi ma obecnie 400000, z czego ja wykonałem połowę i do silnika zaglądane było tylko przez korek wlewu oleju. Osprzęt jest także oryginalny, tylko pompka wody z rozrządem były wymieniane co 80tys. Auto ma 20 lat i jest brytyjskie, bierze niecały litr oleju na 15 tys, czyli mniej niż nowy VAG. Może jestem tym 0.01%-tem?
@ maciek_dm:
z tymi dachami w kratkę w Maybachach to miał być taki ficzur, że one miały przypominać świetliki/ściany z papieru ryżowego, jakie można spotkać w Japonii. tak luksusowo i egzotycznie miało być.
—
jeśli dobrze pamiętam to Maybach startował od 360 tys. ojro, ale już w tej cenie był indywidualny konsjerż – teoretycznie to on powinien się troszczyć o wszelkie potrzeby(łącznie z odsprzedażą auta) Herrn Josefa, ale nic o tym nie ma…
—
co do firm typu MPM Product, to powstanie ich jest wynikiem ujednolicania produkcji – dziś prawie wszystkie podzespoły do rtv – agd są takie same. oczywiście mówimy tu o niskim i średnim pułapie cenowym, a nie o hi-end (choć pewnie i tam wkładają trochę masówki). stąd z jednej fabryki wychodza pralki Bosch i Indesit, czy też Amica i Samsung. kupuje się bebechy i montuje w Polsce, albo(jeszcze taniej) zleca sie to Chińczykom. i dzięki temu w Polsce jest kilkanaście powstałych z niczego firm – marek “produkujących” telefony, smartfony, tablety, telewizory, gps, dvd, np. GoClever, Manta, MyPhone/MyTab, Xnote, Icom, etc… Wszak prochu nie wymyślili, a tylko montują w Chinach z tych samych podzespołów pod różnymi markami.
Po Warszawce gania Lexus LS hybrydowy, którym babka zrobiła ponad 1 000 000 km i też w nim wszystko działa. Nikt w nim nie wymieniał silnika ani tych baterii od hybrydy. Tak na prawdę, to 2 razy (przy 400 000 i chyba 800 000) wymieniali zawieszenie.
@Jaśki; No tak, ale jak wiadomo (dzięki pewnemu junior brand cośtam) Lexus to Luxes i prestiż zawsze, nawet jak stoi w krzakach to jest to specjalne dla niego miejsce przed korpo. Hłe, hłe… jednak inżenierom z Maybachu się nie udało zrobić aż takiego prestiżu i nad tym ubolewka nasza tu. Nie ma znaczenia, że ma 600 koni, ma być trwały i niezawodny bo za to płaci się ogromną kasę. To jest SAMOCHÓD, a w nim skórzany fotel. Nigdy nie będzie odwrotnie. “Meble w chacie” też mają po 10-15 lat i nie klękają, więc tapicerka samochodowa nie powinna tymbardziej.
Jeszcze a propos “Przegrali wojnę”: A my to może wygraliśmy? Z rządem na emigracji i wyklętymi żołnierzami w lesie, oficerami na zsyłce, inteligencją u pługa, ukraińcami na ziemiach zachodnich i żydami w syjonie. Taa, wieelkie zwycięstwo. Urra.
a jak mam 5 cyfr przebiegu to jak oszacować ile ma nalatane auto?
To może ja zadam pytanie odnośnie starszych samochodów. Czy w samochodach z lat 80., gdzie jeszcze poduszki powietrzne nie były powszechne, były napinacze pasów bezpieczeństwa. Mój Citroen BX z 1990r napinaczy nie ma. Jak było z takimi samochodami jak Ford Sierra, Opel Ascona, Peugeot 505 czy tam 405. ogólnie rzecz biorąc, mam na myśli samochody lat 80.
@Szczepan Kołaczek:
W USAs niewiele się pod tym względem zmieniło – nowy Ford Fiesta (nówka z salonu) kosztuje 15 tysięcy dolarów, osoba po BA zarabia 67 tysięcy rocznie, a absolwent liceum 35 tysięcy. Jakby nie patrzeć, wychodzi kwartał i pół roku. Dane za BLS i Fordem 😉
Po rozłożeniu tylnego fotela nadal zostaje miejsce na klęcznik…
Po rozłożeniu tylnego fotela nadal zostaje miejsce na klęcznik…
Nie przepadam za szmelcwagenami, ale trzeba przyznać, że np w firmie Konsalnet VW Caddy SDI przejeżdżają po 800tys. km i więcej. Historii napraw nie znam, ale próbują je jeszcze sprzedać na aukcjach flotowych
właśnie zrozumiałem co to znaczy miejski crossover
http://www.youtube.com/watch?v=svVaChLXGF4
Zastanawia mnie jedna rzecz: skoro gość lubił prowadzić Maybacha samodzielnie, po kija brał przedłużoną wersję? Musiało się nim fantastycznie manewrować w wąskich uliczkach małych miasteczek położonych w totalnym nigdzie. No ale to jednak tylko ułamek czasu w porównaniu do tego całości czasu trwania takiej 1000km podróży.
600k km trwałości silnika? Poprzedni komentatorzy nie raczą zauważyć, że V12 twin-turbo jest dużo bardziej skomplikowane niż 200D z beczki i nie należy od niego oczekiwać porównywalnej trwałości. A że cały samochód działa prawidłowo po przejechaniu 1mln km świadczy o nim dobrze, bo przecież zbudowano go na bazie jakże udanego W220.
Zawsze to piszę przy takich okazjach:
-skoda fabia mpi lpg (silnik OHV i gaz na śrubę) 420 000 km jak ją zdawałem, handlarze kupili może jeszcze jeździ, środek super stan
-w211 poliftowy na taxi kumpla przy 600k zaczął robić problemy z wtryskami, nadal jeździ, środek bez zarzutu
-a6c4 2,5 r5 tdi aktualnie ponad 700, raz padło – rozrząd strzelił bo zaniedbany
Jak dbasz tak masz, milion kilometrów to dużo ale skoro skodzinka za 4500 euro zrobiła połowę tego to maybach za 450 000 euro nie powinien się asić
@Arembergu: Samoloty są skomplikowane i latają po 30+ lat, a za cenę samolotu można oczekiwać niezawodności na najwyższym możliwym poziomie. Tymbardziej, że tradycja MB mogłaby zobowiązywać. Po co tej taczce 600 KM, żeby usprawiedliwiać awarie silnika?
Szyba w tylnych drzwiach przypomina długością tą z Volvo 245 https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQPIItq-EVOnsKGxdZiSOoXNqfhqxPWV_Vn77dZQ23qBzV2ZVimXg
Jakoś limuzyna Herr Josepha nie położyła mnie na kolana. Pracowałem 12 lat jako instruktor nauki jazdy, w międzyczasie także jako przedstawiciel farmaceutyczny. Zwykły Fiat Punto I czy II generacji z benzynowym silnikiem 1242 ccm z palcem w kolektorze trzaskał te 350 000 – 400 000 km, po czym odkupywał go handlarz (młode roczniki), dokonywał niezbędnej korekty przebiegu po czym odsprzedawał klientowi, który kręcił dalsze kilometry.
Jakość materiałów wysoka, ale że się nie zużyły przez półtora roku to nie jest dziwne. Mojej małżonki Punto 1600 ELX (w najlepszej wersji wykończeniowej) ma obecnie 19 lat, 250 000 km przebiegu (i nadal nie wybuchło) a jedynymi śladem zużycia wewnątrz jest lekko naddarty jeden szew fotela kierowcy (od wsiadania i wysiadania) oraz przybrudzona tapicerka na lewych drzwiach (auto ma wewnątrz niemal białą tapicerkę, łącznie z podłogą). Nic nie wypłowiało przez te lata, nic się nie powycierało i nie porysowało. Faktem jest, że samochód w momencie zakupu był horrendalnie drogi, jednak jest to nic w porównaniu do Maybacha. I da się zrobić trwałą tapicerkę również w aucie wielokrotnie tańszym, więc to żaden wyczyn.
Co do cen dawnych samochodów w stosunku do dzisiejszych-ciężko to bezpośrednio porównywać. Kilka lat temu niemiecki Motorrad pokusił się o takie porównanie w stosunku do motocykli, porównując ceny nowych modeli do ich dawniejszych odpowiedników sprzed 30 lat. Przeliczono zmiany siły nabywczej, zmiany waluty, inflację i inne temu podobne. Przeliczono także waluty (DM już nie istnieje). Okazało się na koniec, że ceny produktów Hondy, BMW, Kawasaki i Suzuki były porównywalne i różnice nie sięgały więcej, niż kilkaset Euro. Podejrzewam że w przypadku samochodów jest podobnie.
Niestety nie – kiedyś wcale wszystko nie było lepszej jakości – przecież AR Giulia jakieś Fordy Sierra czy Cortina wcale nie jeżdżą do dziś i szczerze wątpię by ‚średnio’ pokonywały milion kilometrów z palcem w kolektorze.
Bardzo słaby przykład bo Sierr jeździ do dziś całkiem sporo mimo, że najmłodsza ma 21 lat a najstarsza 31 … a Cortiny … jeszcze jak miały V6 i bez gazu to śmigają aż wałek rozrządu się wytrze (ponad milion km) …. kolega obrócił licznik 6 razy w Capri 2.3 V6 😀 OHC również , może nie milion ale 600 tys z palcem w kolektorze A Kent ? Kent OHV … to co przyszło później już tak trwałe nie było – ale po(d)stęp technologiczny , oszczędności materiałów , stopy aluminium , cieńsze ścianki , mniejsza odporność itp
Taunusy też jeżdżą do dziś — wprawdzie większość nie dbała to zgniła te auta , a zawieszenia i silniki trafiały do replik Cobry/Lotusów 7/Kitcarów itp
Do niedawna jeździłem na codzień (kilka ładnych lat 08-12) Taunusem 2.0 ohc – liczy sie ?
Tak jak wielu już tutaj wspomniało, według mnie też nie jest to jakiś niesamowity wyczyn. Bardzo dużo samochodów wielokrotnie tańszych, nie wspominając nawet już o Beczce W123 czy Baleronie W124 jest w stanie spokojnie taki przebieg (albo i większy nawet) osiągnąć bez większych awarii. O ile rdza ich wcześniej nie zeżre 😀
@B4: A gdzie tyle tych Sierr jeszcze jeździ? W okolicach Warszawy (powiedzmy że w promieniu do ok. 50-60km) to już dawno wyginęły.
Bogacenie się jest złe.
Jak to możliwe, że jeden zarabia miliony a drugiemu ledwo na chleb wystarcza?
Przecież wszyscy mamy jednakowe żoładki, więc i zarobki powinniśmy mieć takie same.
Urawniłowka. Pewnie niewielu to słowo z czymkolwiek kojarzy się, zwłaszcza iż pochodzi z języka obcego choć jeszcze niedawno bardzo zaprzyjaźnionego.
Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale chyba to się nie sprawdziło, może po części z tej przyczyny iż wprowadzane było cokolwiek brutalnie i bez zwracania uwagi na sprzeciw poddawanych obróbce. A może jednak dlatego, że motywacja ekonomiczna jest najdoskonalszą formą wywołania aktywności u człowieka
Porównanie gospodarki do karuzeli bardzo obrazowe, ale wali demagogią jak stara skarpeta rzucona dwa tygodnie temu w kąt pod szafą.
Znajomy dobre 6 lat temu kupił mietka 190 z przebiegiem ponad 650 tysięcy kilometrów – fura jeździła jako taryfa w Berlinie. Obecnie ma ponad 730 tysi i oprócz tego, że ruda go bierze, to nic więcej nie dolega. Ale czego wymagać po nieśmiertelnym 2,5 litrowym gołym dieslu
Co do Sierr, nie jeździ ich tak mało, ale dużo też nie. W Lęborku widzę gdzieś cztery, jednak to nie jest jakaś szczególnie duża liczba, skoro widzę również trzy Citroeny BX (w tym jeden mój 😉 )
Odczep się od Clatronica z jakieś 10 lat temu jak nie lepiej kupiłem od nich wentylator stołowy, działa do dziś bez problemu.
argument, że nie opłaca się budować trwałych samochodów, bo będzie bezrobocie i brak zatrudnienia w fabrykach jest o kant kuli potłuc. Gdyby wszyscy jeździli pojazdami klasy np. warszawy setki tysięcy ludzi żyły by z warsztatów, zakładów rzemieślniczych, tapicerskich, szlifierni itp, i tym samym “kapitalizm możnych” nie miałby za dużo do powiedzenia.
Ja swój samochód klasy dość pośledniej (opel kadett), kupiłem w stanie podłym, z horrendalnym przebiegiem (32 lata razy te 10 000 minimum, a przypuszczam, że mu już pół bańki pękło), a zamierzam nim jeździć póki się nie owinie wokół słupa, PONIEWAŻ jakiekolwiek naprawy, włączając w to blacharskie (lakier mnie nie obchodzi,gdyż martwienie się o ryski doprowadziłoby mnie do przedwczesnego osiwienia) są dużo tańsze niż zakup nowego auta, a w efekcie otrzymuje samochód pewny, ekonomiczny, pakowny i wygodny. Właśnie odpaliłem go po zimie (podczas której stał pod blokiem, bo nie stać mnie na konserwacje, zeby bezkarnie śmigać po soli), bębny puściły po jednym obrocie koła, auto powoli zaczęło równo chodzić i zabieram się za coroczne ożywianie- w tym roku trzeba będzie wzmocnić elementy nośne, wymienić wytłuczone i popękane sprężyny i wspawać przygotowany już tłumik od syreny. Także wszystkim sarkającym na jakość nowych aut polecam totalny recykling samochodów z lat 80- w miarę niezawodnych, bajecznie tanich w zakupie i eksploatacji.
BTW: a niech no który spróbuje dziś zestawić sobie wieżę stereo z NOWYCH klocków. Wzmak, korektor, tuner FM, cd/dvd i gramofon analogowy. Nie ma. Nikt nie słucha muzyki? Nie da się kupić nowego porządnego stacjonarnego CD/DVD Technics/Panasonic/Sony. Co najwyżej coś z marek w stylu audiovoodo za grube pieniądze, albo jakiś cd-ping-pong za grosze. A osobne kiedyś urządzenia wpakowano do multiinterfejsowego amplitunera…
@dw10; ciekawa sprawa ale wydaje mi się że wyjaśnienie tego zjawiska leży bliżej niż się wydaje. Po pierwsze-jest dziś wiele urządzeń zdolnych do odtwarzania muzyki w jakości trafiającej do 70-80% użytkowników (od kin domowych przez PC, jakieś dziwne odtwarzacze dla ajfoników aż do samych ajfonów), więc siłą rzeczy grupa odbiorców bardziej “wyrafinowanego” sprzętu się zmniejszyła. Druga sprawa to fakt, że ilość dostępnych nośników dźwięku zmniejszyła się a nie zwiększyła a te, które są obecnie nie wiadomo jak długo jeszcze będą w użyciu. Kiedyś, patrząc od góry miałeś: gramofon, tuner (lub amplituner), korektor, piec, CD, deck MC. Obecnie deck niemal całkowicie wyszedł z użycia, korektor zintegrował się z amplitunerem (co było naturalną koleją rzeczy), gramofonu używa mało kto, chociaż płyty można nabyć do dziś (jednak wybór nie powala na kolana), standard CD nie wiadomo jak długo pociągnie jeszcze, DVD na siłę już ma kreowanych następców.
Co tu zestawiać? Amplituner ze zintegrowanym korektorem graficznym z odtwarzaczem CD/DVD, czyli dwa klocki? Takie zestawy są dostępne za jakieś 200-400 Euro.
@JanKo – Kluczem do wysokich przebiegów w autach FSO (nie tylko w Warszawie) był terminowo zmieniany zagraniczny olej, a nie polskie gówno i generalnie dbanie o wóz. Plus oczywiście trzeba było trafić na dobry egzemplarz, bo jakość produktów FSO była dość losowa – te słabsze niezadbane robiły po 100 tysięcy, zadbane po 200-300. Te lepsze pałowane robiły 150-250 tysięcy, a używane delikatnie dojeżdżały do przebiegów, w które mało kto chciał wierzyć, a nie szło ich udowodnić, bo drogomierze były pięciocyfrowe (do 100 tysięcy km).
Teraz na forum FSO jest gość, co kręci 430 tysiąc kilometrów Poldkiem GSI (dokumentując kolejne setki tysięcy) i też jeszcze szlifu nie robił, oleju mu nie bierze, wałka wymieniać nie musiał i generalnie wszystko wskazuje, że jeszcze sobie długo pojeździ na tym OHV.
@mr.z
100 tys resursu na most w Poldkach? Bzdura. Drugiego Poldka ujeżdżam i moje doświadczenia są inne. Generalnie mosty Polonezów albo były dupne od momentu wyjazdu z fabryki i wtedy wyły i sypały się od razu (i e robili jeszcze na gwarancji), albo jeździły z Poldkiem do końca, jak daleko by ten koniec nie był (a nie brakuje Poldków które zrobiły ponad pół miliona kilometrów, zwłaszcza z 1,9D).
Był tylko jeden szkopuł – trzeba było w tym moście zmieniać olej jak fabryka przykazała (co 50-60 tysięcy), a jak zaczęło podciekać na uszczelniaczu to wymienić uszczelniacz zanim zacznie się jeździć bez oleju. Sporo ludzi tego nie robiło i stąd mit o niskiej trwałości mostów, czy skrzyń FSO. Bez oleju lub na syfie pełnym opiłków stalowych tworzących pastę ścierną to żaden most nie polata 😛
@lordessex
Jak ktoś pisał wcześniej nie porównuj niewysilonych, gołych tak naprawdę samochodów, które ważyły około 1,5 tony do mastodonta, któremu bliżej do 3 ton, ma wysilony silnik i masę elektroniki.
@dw10:
Trochę walnąłeś – przecież takie rzeczy da się kupić, produkuje je np. Yamaha czy właśnie przywołany przez Ciebie Panasonic. Zestaw z amplitunerem, gramofonem, CD/DVD i głośnikami da się złożyć za jakieś 1000 EUR (w wersji luksusowej). Na lata wystarczy.
@B4:
Po pierwsze, miałem na myśli pierwszą Sierrę. Po drugie, wybrałbym Citroena, Cytryniarze by kryczeli, że GS-y jeżdżo i mają się dobrze i są takie bezawaryjne. Bo przecież koledzy z forum mają i jeżdżą. Niestety jednak, ilość aut dowolnej marki z lat 1970-1985 na drogach to promil. Niezależnie od czego czy Opel, czy Alfa Romeo, czy Ford – istnieją praktycznie w gronie pasjonatów marki, kolekcjonerów złomu i grzybów. To, że coś da się łatwo rozebrać i złożyć nie znaczy, że jest niezawodne.
Moim zdaniem kupowanie Maybacha, żeby nim samemu jeździć to frajerka i tyle… to jest samochód stworzony do tego by być nim wożonym, na tylnym siedzeniu (stąd m.in. tyle miejsca z tyłu…).
Za takie pieniądze, gość mógłby kupić jakieś premium kombii (skoro musi wozić bagaże i wzory swoich produktów) i miałby nie mniejszy komfort…
Co do silnika mam mieszane uczucia – z jednej strony 600 tyś. km faktycznie szału nie robi, jednak pamiętajmy, że to wyżyłowany benzyniak, więc pewnie te 600 tyś. to i tak spore osiągnięcie…
Co do jakości materiałów we wnętrzu – nie mamy pewności, że coś “przy okazji” było wymienione przez serwis – właścicielowi nie musieli mówić, a tak obie strony są zadowolone… jakoś mi się nie chce wierzyć , że drewniana kierownica po milionie kilometrów nie ma żadnych śladów zużycia – materiały materiałami, ale panowie, naprawdę… nawet najlepsze materiały się zużywają, zwłaszcza eksploatowane w takim tempie…
Z naszego podwórka, Polonez 1.6 GSI z 1999 kręci 400 tysięcy kilometrów. Olej od nowości mineralny, mimo hydropopychaczy, nie zużywa go w zauważalny sposób, silnik żwawy i wciąż trzyma kompresję, auto bez problemu jedzie 170km/h. Wymieniana 2 razy uszczelka pod głowicą, poza tym nic innego nie robiono przy silniku. Sprzęgło i skrzynia biegów ORYGINALNE. Auto użytkowane głównie w trasie (Niemcy). Więc 600kkm Maybacha wygląda nieco blado ;). http://www.youtube.com/watch?v=R6VqzElSdVk&list=UUZByN6Pu_rRryclIo–IcQw&feature=share
Polonez… zaprojektowany, by trwać… 😉
“W polonezach most był przewidziany na 100 000km”
kto ci takich glupot opowiedzial ?
przebieg mostu jest przewidziany na tyle, ile wytrzyma najslabsze lozysko,
zęby przekladni glownej po 100kkm wygladaja jakby dopiero zaczeły się zuzywac
co do artykulu ,to banka kilosow w poltora roku (521dni) – chyba ktos pojechal ostro w wyobrazni, 1500-2500km dziennie to nierealny przebieg do zrealizowania, bo trzeba poswiecic na to 16h dziennie
@Qropatwa:
Owszem, z tym się zgodzę że masa elektroniki i wysilony silnik, ale mimo wszystko wydaje mi się to osiągnięcie trochę wyidealizowane.
Witam,
W temacie premium, chciałem coś napisać. Otóż teraz chyba nie ma już marek które nie są premium. Właściiwe każda marka uważa się za premium, czy to awdi, Będziesz Miał Wydatki, nie ma jazdy bez gwiazdy etc.
Chyba tylko fiat i dacia to już nie są marki premium, a reszta już się w te buty ubrała… Tylko co z tego jak po sezonie buty mają dziurę w podeszwie, albo się rozklejają. Czy powrócą jeszcze auta trudnozajeżdzalne (bo wiem, że niezajeżdżalnych nie ma) jak np baleron, czy 960 ??
Pozdrawiam
Rafał
RMF: racja, most tylny dozywa do konca samochodu przy minimalnym dbaniu (wymiana oleju i ew uszczelniacza), moj Duzy Fiat mial remontowany pare razy silnik, wymieniana 2x skrzynie (nie chcialo mi sie uszczelniac skoro druga 50zl kosztowala) a przy moscie nie bylo robione NIC i dzialal do konca i nie wyl. kolegi ojciec bez problemu zrobil DFem 300tys bez remontu na codziennych dojazdach do pracy, i dalej jezdzil tylko zgnil.
a co do jakosci w PRLu to bylo to tak jak na przykladzie WSK opowiadal mi dziadek, ktory pracowal w WSK Swidnik:
od poczatku do gdzies polowy miesiaca motory skladali dokladnie, z kontrola jakosci kazdej czesci, te motory byly niezawodne i wszyscy ktorym sie trafil z tego okresu zachwaliali je pod niebiosa, jakos niedlugo po polowie miesiaca okazywalo sie ze zeby wykonac plan to trzeba skladac ze wszystkich odrzutow ktore wczesniej nie przeszly kontroli, no i wyrabiali plan, z tym ze te WSKi z konca miesiaca byly calkowitymi bublami, co chwila sie cos psulo i ich wlasciciele nie mogli zrozumiec tych co mieli te z poczatku miesiaca jak mozna to wogole chwalic…
zapewne podobnie bylo w FSO, polonezy czy DFy ktore dozywaja przebiegow ponad 200tys sa zapewne z poczatkow miesiaca i sa zrobione solidnie i dokladnie, te z konca juz dawno sa na zlomach
Dobre bajki z tymi rewelacyjnymi mostami z polonezów skoro one są już na wejściu skazane na problem bo to goofniany projekt jest (a wykonawcy tego cudu byli różni, łącznie z Dana Spicer na końcu). Pierwsze mosty z PF125p to latały, natomiast te aluminiowe w poldku to masakra. Co do GSI to faktycznie sam jest pod wrażeniem, nasz co prawda nie ma 430tys, a jedyne 160tys i zużycie oleum jest śladowe (6000-7000 bez dolewki). Chciałbym też pojechać tamtym legendarnym GSI to 170kmh, w naszym wymiękam przy 140kmh. Z różnych powodów.
Czytanie ze zrozumieniem się kłania… Nie napisali,że on w 1,5 roku pokonał taki dystans autem i tyle lat ma samochód, tylko że zakładając, iż średnio jechał 80km/h spędził w tym aucie taki okres czasu… Matko Bosko.
Co do trwałości produktów- zawsze były towary wysokiej jakości, które można używać i używać oraz są bełkoty jednorazowego użytku, które wytrzymują krótko. Ale i tak 90% zależy od użytkownika…
Sprzęt RTV wymienia się obecnie nie dlatego,że stary jest zły, tylko dlatego,że… generalnie ludzie lubią zmieniać telewizory,radia itede co kilka lat. Zarówno bogaty, jak i biedny konsument.
AGD również w 90% jest wymienianych ze względu na modę, niż na wyraźną potrzebę.
Tak samo z komputerami- tutaj akurat technologia tak się rozwija, że sprzęt 2,3 letni jest już przestarzały. Komputer to urządzenie niezawodne, sam mam kompa 13letniego, działającego, spełniającego swoje funkcje… No, ale praca na nim to koszmar. Wszystko ładuję się długo…
A co do ekonomii i gospodarce-zawsze rządziła jakaś grupa bogatych, a biedni byli im zależni. A jaka jest forma rządów- to bez znaczenia. Zawsze silny narzuca swoją wolę słabszemu. Kiedyś wykorzystywano do tego miecze i Boga, obecnie- zależności ekonomiczne.
Zastanawiam się czy to ograniczanie trwałości produktu ma faktycznie sens. Np. młotek, widelce albo łyżki, nie psują się, a mimo to, są producenci nowych młotków i widelców i ktoś to kupuje.
600tyś to najeździł przeciętny 4-ro cylindrowy passat sprowadzany do PL z niemcowni w latach 90. i to po dachowaniu
każdy silnik który 6 cylindrów lub więcej topowinien robić milion bez niczego, a co dopiero V12 !!
no chyba ze jak ktoś napisał, wymienili go ze względu na awarie osprzętu
Właściwie to ciekawe za ile pchnął takiego Maybacha z przebiegiem ponad milion km? Zawsze można by go sprowadzić do Polski i przekręcić licznik na jakieś 100tys km.
“nienawidzę wszytskich!” to dziarska puęta (pointa, płeta, pUenta – niepotrzebne skreślic).
nie licz jednak na to, że wszyscy będą nienawidzić ciebie!
😀
A ja pozwolę sobie jeszcze wtrącić swoje trzy grosze. Samochody sprzed ’95 roku nie były [w większości] wadliwie skonstrułowane i wbrew pozorom dotyczy to nawet Polonezów i Syren. W żadnym z tych pojazdów nie dopatrzymy się jakiś szczególnie wyrafinowanych i niesprawdzonych rozwiązań jak np. w NSU z silnikiem Wankla. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że to nie miało prawa nie zadziałać i tak było w rzeczywistości. Stare samochody wymarły nie przez wadliwą technikę co przez nadzwyczaj gównianą metalurgię w połączeniu z jeszcze gorszą jakością wykonania ===zerowe zabezpieczenie antykorozyjne blach, ciągnące się lub pękające aluminium głowicy i gaźnika, bloki ulegające przegrzaniu, urywające się przeguby, rozklekotane aparaty zapłonowe. Samochód z lat 70 czy 80 po kilkunastu latach parkowania pod chmurką wyglądał jak kawał powypaczanego ścierwa z odpadającymi kawałkami tlenku żelaza. Teraz budy są w większości cynkowane ale “nie opłaca się” robić nafaszerowanej elektroniką mechaniki. Wyposażenie wnętrza to masówka z tandetnych surowców obowiązkowo podlegających recyklingowi. Obleśne piankowe fotele [pozbawione sprężyn] i deska rozdzielcza ulepiona ze smoły. We wszystkich markach i modelach znormalizowane “bezpieczne” klameczki do otwierania drzwi od wewnątrz czy przyciski elektrycznych szyb. Stąd te wszystkie Mondeo, Megane czy Omegi na złomie. Nowoczesne samochody po prostu nie mają duszy. Przynajmniej u mnie wywołują emocje zbliżone do tekturowej komody z Ikei.
“Dobre bajki z tymi rewelacyjnymi mostami z polonezów skoro one są już na wejściu skazane na problem bo to goofniany projekt jest (a wykonawcy tego cudu byli różni, łącznie z Dana Spicer na końcu). Pierwsze mosty z PF125p to latały, natomiast te aluminiowe w poldku to masakra.”
Powielasz mity, nie było żadnego goownianego projektu, a jedynie montaż był niezdarny i dlatego większość wyje, ale to nie wpływa na wytrzymałość mostu.
Nie ma też żadnych aluminiowych mostów w Polonezie, w FSO montowano właściwie tylko dwa rodzaje mostów nie licząc wariacji do Trucka ,Kombi i różnicy wąski i szeroki ,bo w tych mostach była taka sama para atak-talerz. W DFie były dwa rodzaje mostów ,bo Jugol nie trafiał do Poloneza (no chyba ze do tych bardzo wczesnych). Nie wiem, czy Jugol ma inna parę atak-talerz niż most polski, ale faktem jest ,ze Jugol nie wyje nawet ze sporym luzem na ataku, jednak jest on słabszy mechanicznie tzn. ma cieńsze półosie, które łatwiej ukręcić (co tez osobiście uczyniłem). Jugol i polski różnią się pochwami – w Jugolu łatwiej ustawić odsadzenie ataku, podejrzewam że stąd różnica w odsetku sztuk nie wyjących 😀
To dzisiejsze cynkowanie budy to chyba też pic na wodę. Wystarczy zajrzeć pod spód nowoczesnego auta – zero konserwacji, a to że nie gniją to zasługa tylko i wyłącznie tego, że są młode. Poczekajmy parę lat. Pomijam fakt, że dziś więcej plastiku niż blachy.
Ciekawe, że przy takim przebiegu nie ma na fotkach śladu odprysków lakieru na masce – szczególnie biorąc pod uwagę, że auto śmigało po europejskich wioskach (np. Portugalii, gdzie kamyczków na drodze kupa). Malowany był? Brzoza, jak nic brzoza, mgła i ruski spisek 😉
Swoją drogą, licznik sam się “przekręcił” i teraz handlarz nawet nie będzie musiał robić korekty.
No to rzeczywiście trwałość silnika nie robi wrażenia. Jeżdżę samochodem, który był użytkowany jako służbowy kiedyś – Renault Clio Societe, 1149ccm z gazem sekwencją. Serwisuje jak coś się popsuje. Dbam tylko o to co eksploatacyjne, bez pieszczenia się. Dobijam do 400 tys i nie powiem, żeby ten silnik “ciągnął” jak kiedyś, trochę już klepią zaworki (trzeba by znów wyregulować), coś tam stuknie, puknie, świszczy, ale jedzie i szczerze mówiąc jestem tego auta pewny i w każdej chwili wsiadam i jadę Wrocław – Suwałki i wracam bez problemu. Nawet z przyczepą, którą ciągam nim. A trzeba pamiętać, że małe silniki, o mniejszej mocy bardziej się “męczą” z jazdą. Jak tam było 500 KM to mimo, że auto ważyłoby 3 tony to i tak jest przysłowiowo “czym jechać”.
O cenie już nie wspominam, bo takie Clio nowe w 2001 roku kosztowało pewnie niewielki ułamek ceny Maybacha. I przez tą niższą cenę pewnie mi się przy 300 tys fotel kierowcy podarł…
@Andziasss: Tylko przez te 30 lat samolot przechodzi kilkaremontow generalnych lacznie z modernizacjami typu wymiany typu silnika. Nie wspomne, ze wiekszosc kluczowych elementow typu śruba ma swój resurs i albo ja wymienią albo nie będzie latać nad UE.
Maybach i jego przebieg jest rozczarowujący. No i psuje się w nim nie tylko silnik:
http://moto.onet.pl/aktualnosci/maybach-posla-sie-psuje/csnjf
600 tys przebiegu w furmance za 450k eur to raczej baaaardzo kiepski wynik, tym bardziej że niedługo potem poleciała skrzynia, świadczy to tylko o tym, że tak zostało to opracowane, by był spokój przez kilka lat=zadowolony klient, a potem, prawdopodobnie inny klient, bo rzadko tyle tys km jest w jednych rękach samochód miał wrócić do serwisu na kosztowne wymiany, a pierwszy zadowolony z bezawaryjności miał się zameldować po odbiór nowego.
600 tys bez remontu to ma 60% passatów bepiątek w Polsce, sprzedawanych jako okazje w PL (tańsze niż najtańsze w de) a kupione jako wielkoprzebiegowe samochody za paręset euro.
Ciekawie wygląda ta bmw przy maybachu-jak popierdółka jakaś
Pamiętam artykuł z Motoru, chyba z początku lat ’90. Traktował o Chińczyku, który zrobił milion km swoim… Polonezem. Były zdjęcia w egzotycznej scenerii chińskiego miasteczka, a na nich pomarańczowy, lśniący i (!) bez rdzy borewicz z 1980 roku. Nie żebym polonezy wielbił, ale skoro polonez mógł zrobić milion jak zarzekał się właściciel bez naprawy głównej, to Maybach szał zrobi moim zdaniem jak kolejne cztery przejedzie;))
Czy 600kkm to dużo dla silnika? Może dla dzisiejszych samochodów. Przykład – znajomy w 2008 dostał samochód od ojca. W sensie – ojciec sobie wymienił na nowy. Był to Seat Toledo (I, przed FL) z silnikiem 1.9D CL. Samochód miał nalatane gdzieś 500-550kkm. Cały czas po mieście (taryfa).
Samochód nie oszczędzany, bo to w końcu wół roboczy, ma jedynie wyglądać. Wszelkie naprawy u Pana Mietka z pakietem naj-tan (iej). Za samochodem czasem zalatywało macdonaldem bo akurat była promocja oleju rzepakowego w tesco albo biedronce.