zlomnik.pl

Home |

Trzycyfrowy czelendż, albo moje życie z Lutosławskim

Published by on March 26, 2013

Tylko uważaj, bo to straszny grat – powiedział kolega Piotr, przekazując mi kluczyki. Po chwili zastanowienia dodał – chociaż według twoich standardów, to zwykłe auto do jazdy na co dzień. Tak pozyskałem na tygodniowy test Volvo 340 1.6 diesel, zwane “Lutosławskim”, prawdopodobnie od tego, że kiedyś należało do tego znanego kompozytora. A skoro 2013 ogłoszono rokiem Witolda Lutosławskiego, to ja postanowiłem uczcić go testem ów Volva. A zarazem sprawdzić, czy nawet według moich standardów, samochód kupiony za kwotę trzycyfrową to auto zdatne do jazdy na co dzień bez szczególnych wyrzeczeń. Zwłaszcza że już od paru lat nie jeżdżę na co dzień autami za kilkaset zł – podniosłem poprzeczkę do 1800-2500 zł, sami wiecie, człowiek się starzeje i marzy mu się komfort.

Jeździłem już w życiu trzema Volvo 340 i bardzo polubiłem ten samochód. Z czego jeden niedawno testowałem na złomniku – to benzynowy, pięciodrzwiowy WZA (TU LINK). Miałem więc porównanie, który jest najgorszym gratem. I na pewno nie był to Lutosławski.

Jedyną rzeczą, która wyklucza użytkowanie Lutosławskiego na co dzień przez tzw. przeciętną osobę jest brak wspomagania i skomplikowana procedura startowa… Dwie rzeczy! Dwie rzeczy, które wykluczają użytkowanie Lutosławskiego na co dzień to brak wspomagania, skomplikowana procedura startowa i trudne wrzucanie biegów… trzy rzeczy! No ale do rzeczy. Faktycznie, w tym samochodzie, niezależnie od egzemplarza, kierownicą kręci się niezwykle ciężko. A tym ciężej jeszcze w dieslu, który ma silnik ważący osiem ton, przygniatający przednie koła do ziemi dużo mocniej niż benzynowy 1.4 Cleon. Tak jak obiecałem, Lutosławskim pojechałem do centrum handlowego i miałem postawić je koło Passacików i Aszóstek, ale żadnych nie znalazłem, tylko tego gnijącego Escorta na taryfie. Ale co sobie wyrobiłem mięśni podczas manewrów na parkingu, to moje. Siłownia za darmo.

Dużą zaletą samochodów za kilkaset złotych jest to, że umie je odpalić tylko właściciel. A właściwie jest to zaleta wszystkich starych samochodów niezależnie od ich wartości. Jak kolega Upal Wrotki opowiada o procedurze startowej swojej przedwojennej Tatry, to aż się człowiekowi robi zimno i ciepło zarazem. Podobnie jest z Lutosławskim. Normalny, nowoczesny samochód jest nudny jak “Moda na sukces”. Wsiadasz, naciskasz guzik trzymając sprzęgło i już. Lutosławski? Nic z tych rzeczy. Otwierasz maskę i znajdujesz tam drut, który służy do obsługi regulatora kąta wyprzedzenia wtrysku. Normalnie jest to sterowane czujnikiem temperatury, ale czujnik się zepsuł. Do czujnika dochodzi jakiś kabel, który teoretycznie powinien powodować, że czujnik działa dopiero po przepuszczeniu przezeń prądu (i steruje cięgnem), ale cholera go wie czy to tak jest, czy to tylko twórcza zagrywka kompozytora. Niestety awaria czujnika wymusiła przerobienie ssania na ręczne, tzn. do cięgna od regulatora dokręciłem drut i puściłem go do kabiny. Nie chciało mi się przepychać go przez gródź, więc pozaczepiałem go tu i tam i całkiem dobrze wyszło. Oczywiście jak miałbym auto dłużej, to elegancko poprowadziłbym go sobie do zaślepki od ssania w desce rozdzielczej i już.

To niebieskie cięgno to regulator wyprzedzenia kąta wtrysku.

O użyłem takich oto narzędzi i materiałów

Wyszło idealnie

No i teraz jak się odpala, to trzeba najpierw nagrzać świece, potem kręcić rozrusznikiem wciskając gaz i jednocześnie ciągnąć drut do siebie. Lutosławski zapala, jakby piekło się otwierało – podczas opadów śniegu nie musiałem białego szajsu nawet zgarniać, Luto strząsał go samodzielnie, ponieważ tak nim rzucało przy odpalaniu. Oczywiście przy akompaniamencie koszmarnego hałasu i dymu z rury, który jest zarówno biały, jak i błękitny oraz czarny jednocześnie. Wymagało to trochę samozaparcia, ale odpaliłem go na zimno przy -11 stopniach i pojechał. Duża w tym zasługa traktorowego akumulatora. Co ciekawe – jak odpali raz, to już potem zapala z półobrotu. W końcu ma tylko 103 tys. km przebiegu. Witold nie zdążył się nim wiele najeździć (oryginalne tablice: WUZ).

Kiedy już się zapali, to można jechać. Początkowo wrzucanie dwójki (oczywiście nie wchodzi) sprawiało mi sporą trudność. Ale powiedziałem sobie: zaraz, chwileczkę. MUSI być sposób, żeby utrafić w tę dwójkę. Wystarczy się tego nauczyć i będzie grało jak Preludia Taneczne na klarnet. I rzeczywiście, po wykonaniu tanecznego ruchu dźwignią i utrafieniu w odpowiednią nutę silnika, dwójka wchodzi jak złoto. Jest tylko jeden warunek: trzeba to robić “do góry”, czyli z 1. na 2., kiedy auto przyspiesza i przód idzie do góry – wtedy wodziki odpowiednio się ustawiają. Przy redukcji jest dużo trudniej. Ale jest to także wykonalne. I tu mamy kolejną ważną lekcję: wszystkimi nowymi samochodami jeździ się tak samo, każdym starym trupem jeździ się inaczej. Ale jak się człowiek przyzwyczai, to to przestaje sprawiać jakikolwiek problem. To dlatego właściciele starych trupów zawsze twierdzą, że przecież wszystko działa u nich dobrze. No nie ma ręcznego, ale przecież niepotrzebny. Biegi trochę trudno wchodzą, ale dany grzyb ma ten ruch tak opanowany, że nawet tego nie wie. Doskonale pamięta, żeby tego nie wciskać, a za to nie ciągnąć, bo się rozleci, a jak tamto przestanie działać, to trzeba walnąć pięścią i zacznie znowu (miałem kiedyś Corollę, w której tak działało podświetlenie wnętrza – otwarcie drzwi, cios pięścią w obudowę słupka B i wtedy się włączało). I z pełnym przekonaniem przy sprzedaży zapewniają, że samochód jest w bardzo dobrym stanie, bo dla nich rzeczywiście tak jest.

Lutosławski ma interesującą cechę: jak się nim jedzie długo ze stałą prędkością (nawet z niewielką, typu 70 km/h) to się grzeje. Jak się stoi w korku, rusza, hamuje – chłodzi się. Ogólnie silnik Renault pracujący w 340-tce nie miał opinii zbyt udanego: był koszmarnie głośny i sporo palił. Trzeba jednak przyznać, że pojedzie na wszystkim i nie bardzo mu przeszkadza niewymienianie jakiegoś tam oleju, filtra czy innych śmiesznych rzeczy. Oczywiście dynamiką przypomina autobus miejski, ale komu to przeszkadza? Oczywiście im szybciej, tym jest ciszej, jak to w dieslu. Optymalna i zarazem maksymalna prędkość to 100 km/h.

Wiadomo: nie działa tylna lewa klamka, nie działa regulacja kierunku nawiewu (za to sam nawiew bucha gorącym powietrzem jak z przemysłowej farelki), ogólnie korodują błotniki, ale powierzchownie – reszta samochodu trzyma się dobrze. Trochę drażnią luzy w zawieszeniu – przednie koła stoją w negatywie i stuka jeden drążek kierowniczy, ale to akurat można tanio zrobić w bylejakim warsztacie. Poza tym też można się przyzwyczaić. Ale nie to jest najważniejsze w jeździe samochodem za kilkaset złotych. Najważniejsza jest ta lekkość ducha. Zostawiając na parkingu swój śliczny, błyszczący i drogi wóz macie zajęty umysł: czy nikt go nie ukradnie, czy nikt nie wybije szyby, czy nikt nie porysuje. Jeżdżąc nim – to samo. Tu za wysoki krawężnik, coś się uszkodzi, coś odpadnie. Tu nie zaparkuję, bo mi ochlapią błotem i solą. O borze, dzieci naplamiły na kanapie. A w ogóle to zauważyliście ryskę i ona was tak boli, że życie traci sens, nic wam nie smakuje, myślicie tylko o tym, że samochód nie jest już piękny i błyszczący, tylko stary i porysowany. Naprawdę, dostrzegłem że to tak działa: jak samochód jest nowy i piękny i nie ma żadnych śladów zużycia, to jest OK, a jak się pojawi pierwszy ślad, to auto w umyśle właściciela przechodzi do kategorii “dziadów”, już nie jest takie wspaniałe i w ogóle najlepiej je zezłomować.

To wiecznie niedziałający element 340-tek

W przypadku Lutosławskiego lub dowolnego innego auta za “pińcet”, człowiek może mieć to w dupie. To właśnie manie w dupie jest niezwykle wyzwalające. Wreszcie nie czujecie się zniewoleni tą rzeczą i możecie normalnie jej używać, jak czapki, noża kuchennego albo śrubokrętu. Dziura w jezdni? I tak zawieszenie jest rozkurbione. Rysa? No. Plama? Aha. Czy coś. Urwało się? To się zwiąże. Przecież póki jeździ, jest dobrze, a jak się zepsuje, to się naprawi, albo odda na złom i już. W obliczu tej lekkości, jaką człowiek czuje nie przejmując się przedmiotami codziennego użytku i nie przeznaczając na troskę nad nimi całej swojej uwagi, drobne problemy w stylu braku hamulca ręcznego i niewchodzącej dwójki są naprawdę nieistotne. Niestety, im bardziej chcemy być premium, tym więcej czasu i zainteresowania musimy poświęcać tym przedmiotom premium, które nas otaczają. Etui na ajfona, żeby się nie porysował. Miejsce garażowe na Passacika, żeby nikt go nie uszkodził. A jest jeszcze telewizor, komputer i tablet, wszystkie muszą przecież wyglądać jak nowe, a nie jak ze śmietnika. I ubrania muszą być piękne i wyprasowane, nawet okulary i zegarek muszą wyglądać na nowe i niezużyte, a co dopiero mówić o meblach (babcia mojej żony zabrania siadać na kanapie, żeby się nie wygniotła). Niestety, po tygodniu z Lutosławskim nabrałem znowu chęci na jakieś auto za parę stów do dojeżdżania do pracy. No ale tego lepiej publicznie nie pisać, bo narażam się na uderzenie deską do krojenia “JosephJoseph”. I tak miałem problem wytłumaczyć się, że Lutosławski jest pożyczony i wcale go nie kupiłem.

Właściciel z dumą podkreśla, że od zakupu nic jeszcze nie zainwestował i zamierza jeździć aż odpadną koła. Niestety, z jednej opony powietrze uchodzi coraz szybciej, więc wulkanizator za 20 zł będzie konieczny. A to już niebagatelna, ponad 5-procentowa wartość ceny początkowej.

Tu kombo z innym jaktajmerem

Jakim gratem nie byłby Lutosławski, jest to i tak sto razy lepsze rozwiązanie na zimę niż jazda komunikacją miejską, która jest coraz droższa i jest jej coraz mniej. Szkoda tylko, że nie ma radia. Puściłbym sobie to:

DRIVE IT LIKE YOU STOLE IT (fot. Lesio)

Nowoczesność i tradycja, czyli nuda i obciążenie umysłowe kontra lekkość ducha i przygody z żelazem

Niech Wam rdza świeci i pińcet złoty wystarcza!




Comments

Prestiżowy sedan premium za pińcet. W dyzlu.

Poproszę. Ale z radiem, dorzucę 50 zeta.


vutik Said:

Ten model musiał być wyjątkowo popularny wśród muzyków; w latach 80-tych w mojej szkole muzycznej w Krakowie identyczne 340-tki mieli dyrygent orkiestry i nauczyciel skrzypiec. I żaden nie nazywał się Lutosławski 😉


Upal Wrotki Said:

jak by to powiedziała kol. fijałkowska: jestem WZA


CapitanMorgan Said:

w moim mitsubiszi miraż ceazero też trzeba walnąć co prawda w podsufitkę ale po uderzeniu lampeczka świeci lekko zółtawym światłem. Próba wymiana żaróweczki powoduje iskrzenie i wywalenie bezpiecznika “dziesiątki”. Jedyny plus to to że jak już zaświeci a jest śnieg/lód/deszcz na dachu to w miejscu “żyrandola” pięknie wszystko paruje bo wytwarza ciepło ( nie pytajcie jak nie wiem).


leh81 Said:

it’s beautiful :) zawsze o takim marzylem! poczekam jeszcze troche moze stanieja te modele wreszcie;)


Sukuremu Said:

Miałem auto w stylu “p..dol wszystko, i tak nie ma lakieru i nikt go nie ukradnie” :) Zawsze na parkingu marketu stawałem w liniach, nawet jak ktoś stał jak widły w gnoju, przecież mnie nie zarysuje 😛 Miejsce w krzakach też się nadawało. A że podłogą o krawężnik zahaczyłem, oj tam oj tam. I wtedy nikt, nigdy mnie nie zastawiał i mi nie wymuszał mi pierwszeństwa. A wystarczy ładne nowe autko i już wszyscy wiedzą że Ci szkoda i zahamujesz! Taktyka wpychania się w korek z prawego pasa którą stosuje kumpel polega na wybraniu najlepszego, najdroższego auta w sznurku i bezczelne wjechanie przed niego! Przecież mu szkoda S klasy a mi kadeta nie 😀


Raaf Said:

Niesamowite ze moj premium kar za kwote 100x wyzsza robi ndokladnie to samo czyli wozi moj tylek do pracy i z powrotem


Filipeq Said:

Brak radia to najmniejszy problem. Teraz to każdy w garażu ma chyba jakieś stare kaseciaki co będą pogrywać po podłączeniu 😀


ddd Said:

Świetny tekst. Złożona procedura odpalania, jakieś niedziałające pierdoły bez których da się jeździć – dzięki temu wozidło ma charakter.

Spróbuję patentu ze słupkiem B w swojej E9 bo w zimie przestało działać oświetlenie, ale jak się nie naprawi to trudno, koła się przecież dalej kręcą.


sova Said:

fajny fajny, ale jak ma jeździć do odpadnięcia kół to bym ta blache podratował


gruby Said:

Auto którego nie jesteśmy niewolnikiem, tylko służy do jeżdżenia – 1000x tak, z jednym “ale”. Rozumiem wątpliwy jest sens kompletnej odbudowy na stan fabryczny, ale sądzę, że naprawa tego cięgną, lampki czy mechanizmu biegów nie kosztuje 7490 netto. Konstrukcja prosta jak cep, więc kwestia chęci i odrobiny troski. Byłoby znacznie przyjemniej i komfortowo. A taka postawa “aż odpadną koła”, to bardzo cienka granica z cebulactwem i drutem. Sam Pan pisał w prasie “auto za tysiaka”, że trochę serca i grosza jednak trzeba czasem dołożyć 😉


Buckel Said:

Jednego nie rozumiem: tej ciężko chodzącej kierownicy. Rodzice mieli takiego sedana, jeszcze przedliftowego (Luto jest po), ciężki silnik 2,0 benzyna i mimo braku wspomagania chodził cudownie lekko. Fakt, po przesiadce ze 125p “klasyka”, ale jednak lekko.


DrOzda Said:

W Peżo 106 zawieszały się szczotki dmuchawy. Widok miny pasażera kiedy sięgałem do schowka dokumentów aby przyebać piąchą w obudowę bezcenny. Oczywiście w czasie jazdy.


tomek Said:

>>(miałem kiedyś Corollę, w której tak działało podświetlenie wnętrza – otwarcie drzwi, cios pięścią w obudowę słupka B i wtedy się włączało

To chyba była moja 😉


notlauf Said:

ddd, mogę Ci powiedzieć jak to naprawić

tomek, kupiliśmy ją nową w salonie w 1991 r.


Dopen Said:

Jaki lekki tekst!


Kuropatwa Said:

“uczcić go testem ów Volva”.
Złomniku, przyswój taką wiedzę, bo to wstyd:
http://pl.wiktionary.org/wiki/%C3%B3w


notlauf Said:

Przyswoiłem tę wiedzę już dawno, piszę tak na cześć Kleofasa Kontomierza (pozdrawiam go z tego miejsca). Wiem że tak jest źle, podobnie jak “borze” i “Boże”. Trzeba to znieść.


Tony Said:

Dokładnie takim autem jest mój espace V6, kupiony wszakże za kwotę czterocyfrową, ale z jedynką z przodu. Ma fajny silnik, ale lekko szarpie w dolnym zakresie obrotów. Właściwie szarpał, bo nauczyłem się już jeździć tak, by było dobrze. Auto po kupnie nie paliło, więc przygotowałem się na wydanie ok. 300 zł na nowy aku i kable, okazało się że wystarczyło naładować aku (dwa dni małym prądem) – koszt 0 zł, wymienić klemę plusową – koszt 0 zł, wymienić przewód minusowy wraz z klemą – zastosowałem część od syreny, koszt 20 zł. I lata…


tata Said:

notlauf – weź do testu moje v744 2.4d 1987 380kkm (z tego 80kkm i 6 lat w PL)- będziesz w szoku, się pochlastasz, upijesz i zaczniesz bić żonę;) 6 garowy Eisenschwein wolnossak z niedziałającym niewiadomoodkiedy “ssaniem” odpala zimą bez magicznych zabiegów nawet przy -20st.C; olej w silniku półsyntetyk Texaco i nawet go zbyt nie wciąga…. fakt, przyśpieszenie ma jak legwan z Komodo, ale mało żre jak na takiego kloca, na krótkich dojazdach do pracy 7-8 litrów każdej ropy…. Niestety i volvo nie jest wieczne, tej zimy zaczął rdzewieć rand przedniego błotnika…..


Bronco Said:

Może i dynamika autobusu MZK, ale do latania bokiem po śniegu wystarczy 😉


_krrl Said:

Moim skromnym zdaniem jeśli ktoś ma takie podejście do nowych samochodów, to na pewno nie czyta złomnika tylko wlaśnie szuka kolejnego etui na ajfona. No, a tak btw, kiedyś był tekst o Previi i może rzeczywiście odbierała Jacksona z lotniska, ale po Warszawce woził się już czymś zupełnie innym, polecam koniec filmu: https://www.facebook.com/video/video.php?v=633637056653167


Sebastian Said:

chciałbym mieć auto po znanym kompozytorze, np. BMW po Wiśniewskim.
P.S.
robię archiwizację w pracy i znalazłem prospekty Toyota Optimo IV, to jakieś rarytasy czy niszczarka?


notlauf Said:

krrl_ : O, film z Batorego – sporo znajomych twarzy. Nawet Ania się załapała jak jeszcze była młoda i fajna.


notlauf Said:

Nie no rarytas! Toyota już od dawna nie robi autobusów, wszystko przejęło Hino.


De Said:

Grat. Wolałbym stare auto, ale ogarnięte mechanicznie, bez żadnych druciarskich (dosłownie) patentów i bez stresu, że coś w końcu się rozpadnie w trakcie jazdy. Czy naprawdę tak ciężko jest doprowadzić coś do ładu i poprawnego działania? Swoją drogą myślałem że te Volvo są solidniejsze…


De Said:

Natomiast zgadzam się z ostatnim zdaniem – i tak, lepsze to niż tułać się autobusami.


solarzmr Said:

Miałem podobne 340, a właściwie 343 w benzynie. Też dwójka nie chciała wchodzić i błotniki rdzewiały. Psuł się na potęgę, ale i tak go lubiłem. Niestety jak fotel kierowcy wylazł przez podłogę volviak musiał się udać w swoją ostatnią drogę.


miwo Said:

@ tata:
jeśli to jest ten 6-cylindrowiec 2.4, jaki miałem też kiedyś w 324d E30, to tylko mogę potwierdzić i przyklasnąć.


tata Said:

miwo – ten diesel w 700-setach to był z folcfagenowskiego LT-ka ciężarowego…. czyli 1 i 1/2 silnika diesla golfa II….. oszczędny jak na pojemność i bezwibracyjny, nie wytrząsa karoserii, choć zamocowany na zwykłych poduszkach gumowych, ale nie jest to konstrukcja idiotoodporna, kmioty “umią” go przegrzać lub rozwalić wałek rozrządu….


Piotr Dz. Said:

Złomnik nie wspomniał, że komfort jazdy zapewniają zimówki Kleber z 2002 roku z minimalnym przebiegiem.
Według obecnego właściciela 😉 siła potrzebna do kręcenia kierownicą jest taka, jakiej można się spodziewać po samochodzie bez wspomagania o takiej masie. Nie sądzę, żeby lata lekkiej – w przypadku tego egzemplarza – eksploatacji szczególnie pogorszyły sprawę. Co do druciarstwa, to przez całą zimę odpalał na zimno po dość długim chechłaniu bez żadnych patentów do minus 10. Dzięki Złomnikowi dowiedziałem się o istnieniu “ssania” w tym dieslu i teraz dzięki drutowi żaden mróz mu nie straszny. Jeśli idzie o blachę, to wóz jest zdrów konstrukcyjnie (na treningach szutrowych – zdjęcia na Stadzie Baranów ze ślizgawek ani jęknął), choć poszycie jest faktycznie malownicze i dlatego między innymi został kupiony. A zresztą nie muszę specjalnie zachwalać “Lutka”, bo na razie nie jest na sprzedaż.
Do De: doprowadzenie wszystkiego do ładu i poprawnego działania przekroczy koszt zakupu wozu, co nie ma dla mnie sensu, bo jest on n-tym samochodem w domu do okazjonalnego przemieszczania się. W obecnym stanie poruszam się nim bez stresu.


lessmore Said:

@tata, @miwo:
„Eisenschwein” to była MZ ES 250 z lat 60. Nie słyszałem, by tak nazywano ów zasłużony, 6-cylindrowy silnik ZS od ciężarówek VW LT, montowany także w volvach serii 200 i 700. Jeździłem służbowym 240 z dieslem na początku lat 80., w okresie „braku” benzyny (piszę w cudzysłowie, bo żadnego braku naprawdę nie było, a kartki na benzynę miały cel polityczny, nie gospodarczy). Zawsze moje zdumienie, a niekiedy przerażenie (w czasie wyprzedzania) budziła wołowatość tego auta, nieusprawiedliwiona ani brakiem mocy, ani tym bardziej momentu obrotowego. Jak mawiał mój ówczesny współpracownik, z którym dzieliliśmy się kierownicą: przy osiemdziesiątce wciskasz do dechy i przez długie 15 sekund nie dzieje się absolutnie nic! Człowiek ma ochotę wysiąść i popchnąć. Na marginesie: waran z Komodo ma ogromne przyspieszenie, ale wtedy, gdy potencjalna ofiara znajdzie się w zasięgu jego ataku. Zwykle czatuje na nią bez ruchu i to powoduje złudzenie, jakoby był ociężały.


Bartel Said:

@notlauf: owego Volwy (a nikdy inak!)
@tata: na Komodo to warany raczej…


ddd Said:

Notlauf jak wiesz jak naprawić to pisz. Chociaż nie ukrywam, że poczekam aż będzie ciepło – samo się zepsuło to może samo się naprawi. Oczywiście dla czystego sumienia w pierwszej kolejności wypadałoby też sprawdzić żarówkę.


notlauf Said:

Dz. trzy razy to czytałem i trzy razy mi wychodziło “w obecnym stanie poruszam się nim bez sensu”.


notlauf Said:

Dobrze, to odpowiedź do DDD: jak zdejmiesz tylne boczki i osłonę słupka, dostaniesz się do przewodu od podświetlenia wychodzącego od grzybka w drzwiach i idącego do podsufitki. Przewód ten ma po drodze nie wiedzieć po co konektor (wiedzieć po co – grzybek montuje dział uzbrajania nadwozi, a podświetlenie – dział uzbrajania wnętrza). To ten konektor jest winny. Wytnij go w pień. Kup większy konektor w sklepie elektrycznym, obierz izolację i zamontuj, a następnie załóż koszulkę termokurczliwą i podgrzej, żeby się ścisnęła. Koniec problemu. Czas naprawy 15 minut.


ddd Said:

Dzięki, zapamiętam a może nawet zastosuję.


Sebastian Said:

ale to te nowe autobusy:
http://img829.imageshack.us/img829/6686/20130326095338.jpg
zabieram do domu i schowam do skrzyni: “tylko dla oczu mych” :)
znalazłem też autosan bussan i iveco mago ( nawet nie wiedziałem że takie coś było)i otoyol m29.14 i m29.vf :)
strach do kolejnej szafy spojrzeć :)


maudite Said:

Ha! Widziałem tą toyotę jak przemknęła z miesiąc temu w kierunku piaseczyńskiego Auchan… i tak myślałem, czy TA toyota? I teraz wiem, że to była TA!! Szok, przemknęła w odległości 20 metrów od mojej, borze, co za zaszczyt!


DrOzda Said:

To odpalanie na drut ma jeszcze jedną zaletę, silnik sam się nie włączy jak w Subarakach:
http://www.heise.de/newsticker/meldung/Subaru-Massenrueckruf-weil-Fahrzeuge-einfach-anspringen-1825839.html


_krrl Said:

@notlauf miałeś znajomych-przyszłych celebrytów w liceum? jak się patrzy na komentarze pod filmem to mucha wyrasta na większą gwiazdę od dżeksona


Piotr Dz. Said:

Notlaufie, coś może schrzaniłem literówkowo z tym sensem/stresem. Zrzucam to na karb tremy wynikającej z podwójnego debiutu na łamach (jako komentator oraz główny użytkownik prezentowanego delikwenta).
Sprecyzuję więc, że poruszam się bez stresu i z sensem. Bez stresu, bo w przypadku większej awarii w najgorszym wypadku zadzwonię po złomiarzy i odzyskam znaczną część ceny zakupu. Z sensem, bo przy braku szybkiego połączenia do pracy, “Lutek” wciąż wychodzi taniej niż taryfa, którą musiałbym pewnie wziąć te kilkanaście razy zimą. A ile przy tym frajdy i poważania w elitarnym środowisku – to już są wartości bezcenne.


Zyga Said:

“Dużą zaletą samochodów za kilkaset złotych jest to, że umie je odpalić tylko właściciel.”
Piękne i prawdziwe zdanie.


syreniarz Said:

Gdyby się zatarł, złamał, czy coś- chętnie odkupię, braciatucholscy@tlen.pl :) zwyczajowo daje 50zł więcej jak złomiarze :)


Kajtek Said:

Ech, coś jak moja była fiesta. Była już, owszem, dość mocno zużyta, ale ja się przyzwyczaiłem. Ostatnia jazda, to 150 po Wielickiej i wcale się nie bałem. Gość, który ją ode mnie kupił, w drodze do Opola nie przekroczył 80, bo się bał. Mówił, że nie był w stanie tego auta utrzymać na pasie… Cóż 😛


cubino Said:

OT – miłośnicy mikrosamochodów, brać lawetę (no, może przyczepka ze statoila wystarczy…) i zasuwać do Prowansji po ligiera. W dizlu i automacie!

http://www.leboncoin.fr/voitures/451454416.htm?ca=21_s


Cooger Said:

Co do ów – volva to ona, wiedźma znaczy się. http://en.wikipedia.org/wiki/V%C3%B6lva


tata Said:

lessmore – też zapytałem germańca (z RFN) skąd ten wymysł z “żelaznym prosiakiem” – bo ponoć tak chrząka jak prosię, w odróżnieniu od MB-klekotu bociana:) no i ta długa blaszana pokrywa zaworów jak grzbiet świniaka; śmiałem się sam do siebie kilka dni po tej rozmowie:))) a co do mizernych przyśpieszeń – nazywam to “siłą spokoju”, po prostu trzeba mu dawać tyle gazu pedałem ile jest w stanie wykonać, nie ma sensu dusić do dechy…. ale jeździ nim do pracy żona autostradową obwodnicą miasta i niewiele wyprzedza; natomiast w mieście do szybkiego ruszania spod świateł żeby ci na tylnym zderzaku się nie pienili ze złości – można użyć od razu dwójki i wykonać skok “warana z Komodo” :)))


domin Said:

Mam 2.4D w 240 kombi i po pewnym czasie przestało mi się wydawać że jest wolny. Poważnie, po co mi do jazdy miejskiej i okołomiejskiej szybsze auto, skoro zaraz i tak stanę na czerwonym? Świeżo co przegoniłem go do Szwajcarii w te i nazad – na autostradzie 130km/h i nawet dużo oleju nie zeżarł. Naprawdę do takich warunków nie trzeba mieć więcej jak 100 koni :)


tata Said:

domin – masz za to rewelacyjnie wolną, wręcz terenową “jedynkę” znakomitą do pełzania w korkach miejskich; nawet jak stoję w jakimś korku pod sporą górkę – przy ruszaniu wbijam jedynkę i bez dotykania gazu delikatnie odpuszczam sprzęgło, a legwan bez protestu zaczyna mozolnie pełznąć…….


De Said:

Piotr Dz. – wobec tego zwracam honor, byłem przekonany że samochód wykorzystywany jest do codziennego użytku. Życzę zatem, by Volvo wytrzymało jak najdłużej.


michau Said:

Ojcowy MB 250D T-modell mnie nauczył cierpliwości za kółkiem i do dziś uczy cierpliwości w czekaniu aż odpadną koła. Kiedyś jeden z pasażerów do Taty, zniecierpliwiony pewnie jazdą w wolnossącym tempie, rzucił: “Pan da gazu więcej, bo te tłoki to tam nawet do połowy nie dochodzą”… a dochodziły prawie do końca 😛


pr Said:

Z tą nudą i obciążeniem umysłowym w C70 to lekka przesada – wręcz przeciwnie, jest to trudny przeciwnik, który robi co chce na drodze i ciężko nad nim zapanować (szczególnie w wersji T5, ale 2.4i też jest koszmarny).


Piotr Dz. Said:

Do pr – O ile pamiętam, to na ostatnim zdjęciu jest C30, a nie C70. Czyli na zdjęciu stoją pradziad 340 i jego daleki potomek (patrząc klasowo). Sam widzisz, że trudno odróżnić C30 od C70, co pewnie może się kojarzyć właśnie z nudą na drodze.


pr Said:

@up
Bo ja wiem, czy nuda, akurat te dwa modele C30/C70 spotyka się tak rzadko, że ich widok wprowadza trochę koloru w golfowo/astrowy krajobraz.


Garwanko Said:

Patent z drutem – linką jest mi znany 😀

Sterowanie gazem w 480 Turbo –> http://img249.imageshack.us/img249/9361/img15801.jpg

Jeździłem tak przez tydzień, musiałem tylko nosić rękawiczkę, żeby nie potargać łapy 😉


2k2 Said:

Jak juz jestesmy w temacie drogich aut to pozwole sobie na maly spamik. Mianowicie szukam czegos sensownego do miasta i czasem na trase, marka, rocznik itd. nieistotne, byle nie psulo sie za czesto a jak juz to zeby dalo sie tanio i szybko naprawic. Raczej male gabaryty bo bedzie tym tez jezdzic moja kobieta ktora troche nie ogarnia za kolkiem. Budzet: 1500-1700. Daloby sie?


miwo Said:

@ tato, lessmore:

to coś mi się pomerdało. wiem, że Volvo brało diesle od Renault, VW Gruppe, ale jakoś tak mi się wydawało, że cosik i od BMW tam było wsadzane. no nic, jakkolwiek ten wolnossący R6 2.4 w 324d E30 był stosunkowo idiotoodporny, w miarę ekonomiczny, mega elastyczny i nawet nie taki słaby, choć to było tylko 86 KM, ale ta E30 zbyt ciężka nie była. ech, stare czasy :)


moje legacy zbliża się do podobnego stanu, chociaż jeszcze mu sporo brakuji. dziurę w oponie załatałem wkrętem do regipsu – trzyma od grudnia (!). czasem przy wrzucaniu trójki trzeba wysprzęglić dwa razy. jakieś tam luzy na zawieszeniu są – trzeba trochę korygować tor jazdy na wprost ale już przywykłem. przed zimą musiałem zainwestować w ogrzewanie bo się dmuchawa zatarła. radio jest. centralny też (ale z pilota to tylko awaryjnymi mrugam). ale za pińcet bym go nie oddał :)


pr Said:

@garwanko
Linka pod kolor to przypadek czy zamierzony bajer?


SSSS Said:

O, Stegny.

Jeździłem takim Volvo tylko “ówych” egzemplarz był w zadziwiająco dobrym stanie w porównaniu do tego “strucla”. Nie było przesadnie zadbane, użytkowane zgodnie z przeznaczeniem, ale w tamtym wszystko działało i nigdzie nie korodował. Z tego co pamiętam miał wspomaganie, bezstopniowy automat i napęd na tył(zimowa zabawa gratis). Ale to było w Szwecji, a u nas króluje drut i prowizorka. Jaki kraj taki stan auta.


ZIWK Said:

Ech – zawsze mi się to Volvo podobało (jeszcze w czasach gdy kosztowało miliony 😉 )
Do niedawna (z musu) jeździłem trochę młodszym autem najbardziej na wsi prestiżowej marki 😉
Szpachel – główny materiał konstrukcyjny (P70 popadłby w kompleksy)
Szmelc – tam gdzie nie było szpachli
Pussy – poprzedni użyszkodnik “niebizkie diódy” powkładał nawet do cylindrów.
Wagen – subtelny potomek pojazdów Guderiana
Polo 1.0
Wartość zależała wprost proporcjonalnie od zatankowania.
Brakowało w nim tylko kilkudziesięciu deka żelaza – w mało ważnych miejscach – kielichy amortyzatorów, podłużnice itp.
Wrażenia z jazdy z urwaną podłużnicą – kierownica się skręcała w zależności od przyspieszania/hamowania; skręt w lewo i ciężarek na półośce wyrywał kolejne kawałki blachy… Bezcenne.
Auta nawet nie chciało mi się zamykać parkując gdziekolwiek.
Jedyna stłuczka – yełop wyjechał prosto pod maskę – reflektor, maska itp. naprawiłem wg. precyzyjnych norm technologicznych Warsztatu Cytryn&Gumiak – grzeczny 2 kilowy młoteczek, linka i słupek :) – sam reflektor musiałem kupić :( istotnie podnosząc wartość autka.
W końcu udało mi się w kącie komisu wypatrzyć przysypaną śniegiem brudna kupkę nieszczęścia i kupiłem większe nowsze za 1 przedział 4 cyfrowych kwot ;).
Polo wzięli złomiarze za “pińćset” w stanie nie dojazdy – ale to Folskwagien przecież.


tomo Said:

Tip: Wymieńcie sobie oleum w tych waszych skrzyniach w 340 to i dwójka się znajdzie na miejscu. ATF wchodzi najtańszy. Miało się 360 to się wie.


heliogabal Said:

@DrOzda – w 106 to standard, ja mówiłem pasażerowi żeby kopnął tam za schowkiem.

Co do volvo to o mało co kupiłem 360, ale po przejażdżce stwierdziłem że to masakrycznie głośne w środku. Co ciekawe, teraz mam 850 T5 i jest masakrycznie ciche w środku.


newstad Said:

Ogromny, analogowy zegar zamiast obrotomierza na samym środku tablicy przyrządów – poproszę.


Carter Said:

Kurcze, ja od wczoraj stoję przed wyborem: zostawić, olać i nie myśleć czy jednak zacząć nieco inwestować… tylko że jak właściciel tego volvo zaznaczył, szybko może się okazać w moim przypadku, że niewidoczne gołym okiem inwestycje przekroczą wartość wozu (w moim przypadku czterocyfrową). Potrzebuję grupy wsparcia :)


v8tatra Said:

tjo Said:

Znam i sam używam ten patent z drutem w dieslu! Używam jednak tylko przy odpalaniu na mrozie, wtedy rzeczywiście pomaga. Przy plusowych temperaturach nie robi widzialnej różnicy.


Carter Said:

A, no i uwielbiam skomplikowaną procedurę odpalania w każdym moim gracie! W moim przypadku słuch był zawsze najważniejszy.


stasiek Said:

Może mi ktoś wyjaśnić co to są “długie opłaty” pojawiające się w ogłoszeniach o sprzedaży aut?


Marian Said:

Jestem w stanie zrozumieć rdzę i ogólne zapyzienie, ale błękitny dym ? Przy takim przebiegu ?


Kud Said:

Moja niegdysiejsza Sierra była jeszcze lepsza – ją najpierw trzeba było umieć otworzyć. Kluczyk w zamku pod odpowiednim kątem, lekkie przekręcenie celem wyczucia odpowiedniego przeskoczenia jakiejś zapadki, potem ruch grotem ku górze i można przekręcić dalej. Wydaje się proste, ale w praktyce każdy poza mną miał z tym problem :). Odpalenie to był drugi myk i tu też trzeba było znać tajne ustawienie kluczyka, które pozwalało przekręcić stacyjkę. Do tego takie patenciki jak elektromagnes wentylatora załączany hebelkiem i kilka innych. Z elektroniki to miała zegarek. Naprawa przodu po stłuczce: używana lampa za 50 zł i poxilina do posklejania chłodnicy oraz nitowanie zderzaka do kompletu z klepaniem maski i belki na drewnianym kołku :D. W efekcie przemodelowany przód, który mówi “niejedno już przeszedłem, więc nie zajeżdżaj mi drogi” :). Ech, to były czasy :D.


zawodowiec Said:

Mam starą Renię (18 lat ponad) ale mimo wszystko, jak mi się coś psuje, czy niedomaga to to naprawiam, nie do zniesienia byłaby dla mnie wizja, że coś trzyma mi się w aucie na drucie, czy kurde na kleju, power tape itd. Stare sprzęty można zrobić w większości przypadków za nieduże pieniądze, kupując nawet używaną część. Stąd używanie ‘zlomu’ TAK, ale – ogarniętego.


Garwanko Said:

@stasiek

to sa po prostu dlugie oplaty :)

czyli np. jeszcze na trzy miesiace, a nie tak, ze kupujesz za pincet i juz musisz siedemset wywalic na OC i przeglad, ktorego i tak przeciez nie przejdzie od strzala 😉


lukaszmmz Said:

Ja kupiłem też auto za pińcet (i to dosłownie, 500 zł) Peugota. Jest w podobnym stanie jak Luto i też jeździ! Noszę się z zamiarem skontaktowania ze Złomnikiem w celu podobnej relacji, ale mieszkam na Podwarszawiu, w siedleckiem to nie wiem czy nie za daleko ? Pozdrawiam.


Upal Wrotki Said:

też przeczytałem bez sensu! :)


Rafako Said:

Podniósł mnie ten wpis na duchu :-) Jak ostatnio odpaliłem swojego “Borysewicza” po 1,5 miesiąca postoju, to podniósł zasłonę dymną, jak nie przymierzając ORP Grom, a moja szlachetna małżonka, towarzysząca mi w misji przepalenia kukurużnika, wyskoczyła z hali garażowej jak oparzona. Co ja się później nasłuchałem, jaki to złom ten Polonez i żebym go sprzedał a tu proszę…
…to jest normalny, pełnoprawny strucel, który nawet mógłby błyszczeć na struclowych salonach jako, że prezentowana tu zachodnia technologia, wygląda nawet nieco gorzej, niż ten mój poczciwiec! No, chyba dostanie nowy błotnik i końcówki progów w nagrodę!


Stacho Said:

Kiedyś miałem zaszczyt naprawiać Volvo 340 z nieśmiertelnym 1.6 dieselem. Przeżycie nie lada. Podpatrzyłem tam kilka patentów które mogą sie w życiu przydać, mianowicie: rozpórki z prętów zbrojeniowych, kubek po śmietanie 18% Krasnystaw zbierający olej z odmy [chyba do recyklingu], atrapy tylnych drzwi przymocowane solidnie na blachowkręty, progi ulepione po trosze z pianki PU a troche z żywicy z włóknem i coś co nawet mnie wprawiło w zakłopotanie – gipsowa figurka faraona w środku… Najlepsze, że dizelek sobie wesoło klekotał rozbryzgując wkoło niewiarygodne ilości oleum i sprawiał wrażenie jakby miał zamiar nakręcić jeszcze drugie tyle km.


Jonasz Said:

Ja też nie miałem nigdy auta za więcej niż 1000 zł, jest to niesamowicie praktyczne bo jak widzę kolegów ze swoimi civicami z nakklejkemi jdm którzy nie wyjeżdżają w zimę “bo szkoda” to myślę ludzie robicie z siebie niewolników rzeczy które powinny nam z założenia służyć, to samo tyczy się telefonów dla mnie jedynym słusznym jest solid który mogę walnąć gdziekolwiek i nie bać się sytuacji typu “jak położyć mój telefon z ekranem na całą kieszeń żeby go nie rozbić” albo “czy chce pan ubezpieczyć swój telefon za mylion złotych” Murzynie proszę…


Tomash Said:

Jonasz: witam kolegę złomnikowca i zarazem fana MLP:FiM 😉


lordessex Said:

Ja mam 940 z 2.4 td od LTka, chodzi jak szwajcarski zegarek 😀


Jonasz Said:

Tomash: Borze uwielbiam to wnioskuję ,że Ty chyba też oglądasz ? 😀 a ja myślałem ,że wśród tego żelastwa ,druciarstwa i rdzy nikt nie toleruje takich słodkich rzeczy jak MLP 😛
/)


książe Said:

Notlauf, nie wiem kto zapłacił za tą linijkę i kogo chcesz oszukać, ale że niby coś nie działało w Toyocie Corolli? Absurd!

A poważnie. Mieliśmy w domu 98 Berlingo 1.9D które jeździło tak długo aż autentycznie odpadły koła a podłoga się zapadła. Kupione od Cytryna który z Gumiakiem oszpachlował je chyba z procy (albo agregatem?!). Trafiło się następne tez za 3000zł, tym razem 2.0HDI, też będzie jeździć po kres swoich sił


chybapanda Said:

@Jonasz: te nowomodne telefony z wielkimi wyswietlaczami to akurat sa duzo pancerniejsze niz sie ludziom wydaje, nieraz mi moj galaxy ace wypadl na chodnik/ubity snieg/podloge i wyswietlaczowi nic nie dolega, troszke tylko poobijany na rogach – ale dzialac, dziala.
PS. R>TS>AJ>PP>FS>RD


Tadeo Said:

Pamiętam moje pierwsze wrąbanie się na krawężnik (i przy okazji wylądowanie na lewych drzwiach) samochodem bez wspomagania(323).

Odświeżające uczucie po jeździe OSKowymi Yariskami i Fabiami. 😀


benny_pl Said:

przez takie glupie gadanie Notlauf ludzie przestana dbac o swoje klasyki…
ja tam dbam o swoje Fiaciki za kilkaset zl (no przepraszam Uno bylo za 1500 ale bylo dla przyszlej Zonki i mamy je juz z 5 lat i w dniu zakupu mialo 60tys i bylo po zmarlym grzybie) i dbam o kazdy swoj samochod nawet bardziej niz jak by to byl nowy, bo nowych takich samych jest od cholery, wiec po co o to dbac, zreszta nowe jest w 99% tak paskudne ze poobijane chyba bedzie ladniejsze :)
a o stare trzeba dbac wtedy posluzy dlugo.. nic za darmo – Ty dbasz o autko – ono dba o Ciebie wozac Cie gdzie tylko zechcesz…

zreszta ja zawsze jak kupuje jakis samochod to nie dla tego ze “tak wyszlo” tylko dla tego ze akurat taki mi sie podoba i chcial bym taki miec, wiec glupota moim zdaniem jest o cos wymarzonego potem nie dbac…


[…] Dziędobry, Dziś będzie wpis z lubianego (mam nadzieję) działu “złomnik kruzuje”, w którym pożyczam od kogoś jakiś stary, okropny, wolny, niebezpieczny, dymiący samochód i zaśmiecam nim przestrzeń miejską oraz zatruwam spalinami małe dzieci i małe kotki, a następnie dzielę się wrażeniami z tej przejażdżki. W związku z tym że jest to już trzeci test samochodu kompaktowego z dieslem wyprodukowanego w pierwszej połowie lat 80., można się pokusić o drobne porównanie. Do tej pory bowiem testowałem już Opla Kadetta D 1.6 D oraz Volvo 340 1.6 D. […]


Leave a Reply

Subscribe Via Email

Subscribe to RSS via Email

Translate zlomnik with Google

 
oldtimery.com

Polecamy

Kontakt


Warning: implode(): Invalid arguments passed in /archiwum/wp-content/themes/magonline/footer.php on line 1