
Pewnego dnia przeczytałem na Make Life Harder, że ogólnie jak Polak spotyka Polaka poza granicami Polski to mu się włącza rasowość razy pięć i o ile w Polsce jeden by drugiego podgryzał i dzwonił na Straż Miejską, żeby ten drugi dostawał mandaty za kąpanie się po dziesiątej (żaden normalny człowiek nie kąpie się po dziesiątej), to za granicą muszą być od razu kumplami, nawet jak jeden jest z Krakowa, a drugi z Poznania. I tak pewnie łączy ich to, że pracują w Warszawie na Służewcu. I nawet polityka czy religia